Jeszcze raz Jean Claude van Damme musiał wcielić się złego bohatera. Na szczęście ktoś zauważył też dobroć w jego rysach twarzy.
Poza tym jak się wcielił. Szpagat na beczkach? Uuuu miodzio ;) No i walka z Sho. Rewelka. Ogólnie to trochę za mało było pokazu umiejętności Jeana i Sho. To trochę spłyciło całość filmu. Poza tym można było się też skupić na rozterkach Andrieja. Z jednej strony miłość do kobiety, a z drugiej powinność dla Mateczki Rossiji ;) Mogło z tego wyjść naprawdę arcydzieło :)