I pomyśleć, że roli w tym filmie odmówili De Niro i Pacino... Stąd Martin Shen (czy Sheen? 'Szin' w
każym razie) jest tu najsłabszym ogniwem. Ma główniaka, a w sumie najmniej się go zapamiętuje.
Za to Brando wchodzi raptem na trzy sceny i... wszyscy kojarzą ten film własnie z nim.