PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=644432}

Czas na miłość

About Time
7,6 199 932
oceny
7,6 10 1 199932
6,9 21
ocen krytyków
Czas na miłość
powrót do forum filmu Czas na miłość

No nie wiem, nie jestem przekonana. Ogląda się bardzo przyjemnie, chociaż nie ukrywam, że przez 2 godziny czekałam aż będzie miała miejsce jakaś ciekawa akcja. Niestety. Jedynie niezawodny brytyjski humor ratuje ocenę filmu.

ocenił(a) film na 6
Constancia

dokładnie. kolejny film z typu nijakich- ogląda się ok, ale nic poza tym

ocenił(a) film na 3
Constancia

Fajne były sceny z tym Harrym od sztuk teatralnych. I w sumie to by było na tyle.

ocenił(a) film na 5
Mike Torch

no bylo pare fajnych momentow, ale przekombinowany strasznie i taki bez wyrazu

ocenił(a) film na 8
Constancia

No właśnie to jest znak naszych czasów. Kiedy nie ma efektownych wybuchów, wzmożonej akcji, obscenicznego rozbierania się, wulgaryzmów, lejącej się krwi, ćpania, upijania się i wymiotowania to film zaczyna nudzić młodych ludzi. To nic, że w filmie ukazana jest sama prawda o życiu; proza życia, która jest czasem nie do wytrzymania, a która dotyczy nas wszystkich. Samo życie przestało być interesujące dla młodego pokolenia. Większość ludzi woli dzisiaj marzyć, śnić, żyć w iluzji, niż żyć prawdziwie.
@joannavonb napisała, że film jest: "z typu nijakich". Niestety takie jest właśnie zwykłe, codzienne życie. Richard Curtis pokazuje, że w tej "nijakości" i prozie codziennego życia można odnaleźć radość.

dingo21

Nic dodać, nic ująć :)

ocenił(a) film na 6
dingo21

Film ma przyjemny przekaz, ale jest niedopracowany. Sama historia z time travel jest bardzo dziwaczna i chociaż stanowi trzon całej fabuły to widz wie tyle, że z jakichś czary mary faceci w rodzinie głównego bohatera robią sobie portale w czasoprzestrzeni poprzez ściśnięcie dłoni w ciemnym pomieszczeniu (sic!), a lokalizatorem miejsca docelowego podróży jest ich widzimisię z bliżej nieokreśloną jednostką czasową. Oczywiście wiem, że to nie incepcja i tutaj istotą ma być właśnie uświadomienie jakichś prawd o życiu, miłości, szczęściu, które nierzadko dobrze znamy, ale zapomnieliśmy o nich w toku szarej rzeczywistości, a nie wkraczanie w enigmatyczny świat nadzwyczajnych zjawisk. To dalej nie tłumaczy tego, że facet mający nieograniczoną możliwość przemieszczania się w czasie obok tego, że jest paskudnym rudym angolem (na co wpływu zbytnio nie ma) do ostatniego momentu jest w dużej mierze ciapą życiową, która nie wygrała w lotka, nie osiągnęła jakiegoś arcy sukcesu zawodowego itd. Ja wiem, że kończymy z wnioskiem, iż istotą tego daru jest zrozumienie, że jest on tylko środkiem, który pokazuje, że życia nie trzeba powtarzać jeżeli przeżywamy je świadomie i czerpiemy z niego w pełni, ale dlaczego do cholery zanim do tego doszło bohater nie sprawił sobie jakichś doraźnych uciech jak właśnie wygrana w lotka za co odpaliłby sobie czerwone ferrari i willę na klifie? Bo był aż taką d*** wołową, że nawet o tym nie pomyślał? To po prostu zbyt ckliwa historia obudowana taką radosną otoczką rodem z bajek dla dzieci. Sam pomysł wg mnie jest świetny, ale wykonanie przeciętne - film na miły wieczór, ale nie powala.

ocenił(a) film na 8
senbonzakura

Na początku filmu, po tym jak ojciec zdradził bohaterowi informację, że mężczyźni w ich rodzinie potrafią podróżować w czasie, zapytał też Tima jak to wykorzysta. Tim odpowiedział, że zdobędzie fortunę. Ojciec jednak odwiódł go od tego pomysłu, przytaczając przykład członka rodziny, który zdobył ogromne bogactwo (dzięki umiejętności podróżowania w czasie) i był nieszczęśliwy i miał przez to kłopoty. Wtedy ojciec spytał: "Tim, czego naprawdę chcesz?" Tim odpowiedział, że chce mieć dziewczynę. Widzisz kolego, nie dla wszystkich liczy się tylko kasa, a to że ktoś jej nie pragnie ponad wszystko nie czyni go "d*** wołową." Moim zdaniem film miał też za zadanie ukazać, że w życiu liczy się coś więcej niż tak dzisiaj wszechobecny płytki materializm, gdzie głowa rodziny za pieniądze z ubezpieczalni potrafi podpalić dom ze swoją żoną i dziećmi w środku.

ocenił(a) film na 6
dingo21

Ale ja się nie przypinam do samego przekazu, bo za to dałem mu 6. Dałbym 7 lub 8 gdyby film miał lepiej dopracowaną fabułę w zakresie otoczki, a nie przekazu, którego jeszcze raz podkreślę - nie czepiam się. Ojciec umiera mu na raka, bo co? Bo palił zanim go spłodził, a w ogóle to jego matka się w nim zakochała jako w palaczu, więc on się nie cofnie żeby nie palić w ogóle, bo to za wcześnie się zaczeło, a do tego raka wykryto za późno, więc śmierć...główny bohater i jego siostra mają pewnie około 20 lat na początku, a kiedy ojciec umiera pewnie bliżej 30'tki, więc ta argumentacja jest co najmniej głupia. Nie umiera się od palenia przez 5-10 lat i cofnięcie do okresu urodzenia młodszego z dzieci powinno wystarczyć żeby rzucić i przeżyć dłużej. Nawet jeżeli miał już wtedy raka to mógł go wyleczyć, a jeżeli nie mógł, bo tak jak mówi było to zaawansowane stadium (że niby już wtedy kiedy rodziły mu się te dzieciaki?) to nie przeżyłby w tym stanie prawie 30 lat, ok? Stąd wynika, iż w momencie narodzin młodszego z dzieci nie mógł mieć zaawansowanego stadium raka. Moment nieuleczalności prawdopodobnie pojawił się maksymalnie parę lat przed jego śmiercią. Nie trzeba być onkologiem żeby wiedzieć, że zaawansowane stadium raka to życie liczone w tygodniach, miesiącach, a przeżycie w tym stanie roku czy dwóch to już wyczyn...ale nie 30...Widzisz ja rozumiem, że ciężko dopiąć śmierć na nowotwór gościa, który potrafi surfować w czasie, ale jeżeli się nie umie tego logicznie przygotować w scenariuszu to może po prostu trzeba było wymyślić coś innego? Już mniej mnie ruszało to gdy Joe Black wystraszył wykwalifikowanego członka zarządu z wysokimi referencjami tym, że jest kontrolerem urzędu skarbowego, a tamten prawie od razu zlał się w spodnie i nawet nie poprosił o legitymację i podstawę prawną kontroli.

Film musi być przekonujący - stąd w wielu przypadkach po prostu warto zatrudnić fachowca z danej dziedziny, który opracuje to tak żeby nawet widz biegły w danej dziedzinie nie mógł powiedzieć, że większych bredni to nie słyszał. Tutaj tego zabrakło, a dla mnie takie powierzchowne traktowanie szczegółów jest oznaką, iż targetem filmu nie jest dojrzały i światły człowiek, a jakiś nastoletni dzieciak, który w ogóle nie dostrzeże takich braków/błędów.

ocenił(a) film na 8
senbonzakura

Myślę, że chodziło o to, że ojciec Tima zaczął palić zanim urodziło się pierwsze jego dziecko, a że jako jedyny sposób na "rzucenie" palenia uważał nie zaczynanie wcale, stąd nie widział później sensu cofania się do narodzin i próbowania odwyku od nikotyny.
Masz dużo racji, ale gdyby do każdego szczegółu zatrudniano specjalistę, to obawiam się, że główne przesłanie/idea filmu znikła by gdzieś w gąszczu logiki i do bólu surowego realizmu. Dla Ciebie ten element fabuły był błędny, inny widz może się dopatrzyć, że np. znaki drogowe nie odpowiadają realiom jakie panują w kraju, w którym dzieje się akcja, inny zauważy jeszcze coś innego. Każdy ma swoje zdanie i każdy ma prawo do swojej oceny.

Mnie jednak najbardziej "ubodła" w Twoim poście wyżej i skłoniła do odpowiedzi wypowiedź, że "[Tim]do ostatniego momentu jest w dużej mierze ciapą życiową, która nie wygrała w lotka, nie osiągnęła jakiegoś arcy sukcesu zawodowego itd. (...)nie sprawił sobie jakichś doraźnych uciech jak właśnie wygrana w lotka za co odpaliłby sobie czerwone ferrari i willę na klifie? Bo był aż taką d*** wołową, że nawet o tym nie pomyślał?"

Myślisz, że można sprawiać sobie doraźne uciechy tej wielkości bez konsekwencji? Znasz kogoś, kto osiągnął "arcy sukces zawodowy", ma ferrari, willę na klifie, mnóstwo kasy i jednocześnie pełne szczęśliwe relacje z rodziną, prawdziwych przyjaciół, a nie takich, którzy są przy tobie dopóki masz kasę? Ja nie znam i chętnie kogoś takiego poznam, jeśli dasz mi namiar. Doświadczenie życiowe nauczyło mnie, że w życiu nie można mieć wszystkiego. Trzeba wybrać, albo kariera i "arcy sukces zawodowy", albo czas dla rodziny i budowanie prawdziwych, głębokich relacji ze swoimi najbliższymi; albo dużo kasy, wille, samochody i wszędzie zawistne spojrzenia i otaczający zazdrośni ludzie albo życie skromne ale wśród prawdziwych przyjaciół, którzy zostaną z tobą w biedzie. Bądź zdrów.

ocenił(a) film na 6
dingo21

No cóż...każdy ma swoje ideały i priorytety. Peter Lynch - dotychczas najlepszy zarządzający funduszy inwestycyjnych jaki chodził po tej ziemi (obecnie na "emeryturze") w swoich książkach mówił wprost, iż jego sukces opierał się na wyruszaniu do pracy około 6 rano i kończeniu jej o 20-22. Rozbudował w ten sposób w ciągu 13 lat małego fidelity magellana mającego aktywa o wartości 18 mln dol. do poziomu przeszło 14 mld dol. Dzięki temu w wieku 46 lat mógł odejść na emeryturę i żyć z rodziną i przyjaciółmi. Podobnie Beyonce (usłyszałem o tym przez przypadek, bo to totalnie nie moje klimaty) wskazała, że kiedy koledzy i koleżanki zajmowali się spędzaniem wspólnie czasu i sielanką - ona samotnie realizowała swoje cele odstawiając relacje ze znajomymi na bok, a dzisiaj to ludzie marzą o tym żeby być jej znajomymi. Dla mnie oznacza to tyle, że jedno nie wyklucza drugiego, aczkolwiek kto co lubi (czyt. czego potrzebuje). Może trochę źle spojrzałem na bohatera filmu, bo sam osobiście nie znam nikogo kto po prostu powiedziałby, że pasuje mu skromne życie. Znam ludzi, którzy coś z tym robią tj. dążą do sukcesu finansowego i ludzi, którym to nie wychodzi lub po prostu nie próbują, a którzy narzekają, że to wina rządu, burmistrza, sejmu, księdza, sąsiada czy kogo tam sobie wymyślą. Na studiach miałem znajomego, który był magistrem filozofii, a na studia, na których się poznaliśmy przyszedł, bo uświadomił sobie, że trochę nie leży mu spędzenie życia na najprymitywniejszych posadach płatnych po 2 tys. zł/mies. "na rękę", bo chciałby kiedyś postawić ładny dom i kupić sobie fajny samochód. Nawet człowiek, który pewnie znacznie lepiej niż ja czy Ty zgłębił wiele dylematów natury filozoficznej uznał (za pewne po zderzeniu z rzeczywistością po ukończeniu owych studiów), że od przybytku głowa nie boli, więc warto mieć kwalifikacje dające szansę na rozwój w tym zakresie.

ocenił(a) film na 8
senbonzakura

"(...)sam osobiście nie znam nikogo kto po prostu powiedziałby, że pasuje mu skromne życie. Znam ludzi, którzy coś z tym robią tj. dążą do sukcesu finansowego i ludzi, którym to nie wychodzi lub po prostu nie próbują, a którzy narzekają, że to wina rządu, burmistrza, sejmu, księdza, sąsiada czy kogo tam sobie wymyślą."

Mnie pasuje skromne życie. Kiedyś dążyłem do sukcesu. Skończyłem studia na kierunku Zarządzanie i Marketing. Gdy je zaczynałem wydawało się, że po nich będę "mieć kwalifikacje dające szansę na rozwój w tym zakresie." Podczas gdy moi koledzy imprezowali w czasie studiów (jak to na polskich studiach), ja siedziałem w bibliotece i opuszczałem ją jako jeden z ostatnich. Podczas gdy moi koledzy nie chodzili na wykłady, bo musieli odespać poprzednią noc, ja wstawałem o 7.00 żeby zdążyć na pierwszy wykład i nieraz schodziłem z wydziału o 19.00. Uczyłem się systematycznie, wydawało mi się, że studiowałem, bo starałem się rozgryzać zagadnienia z różnych stron uzupełniając wiadomości z różnych źródeł. Skończyłem studia z wynikiem 4+ tak jak moi koledzy, którzy całe 5 lat przebimbali (być może oni pracowali mądrze, a ja ciężko). Po studiach okazało się, że moi koledzy podostawali dobre, jak na początek, posady dzięki szerokim kręgom znajomości (zawieranym w klubach podczas imprez w czasie studiów?), ja natomiast nie mogłem się przebić mimo, że często posiadałem większą wiedzę merytoryczną niż oni. Tzw. szklany sufit okazał się dla mnie barierą nie do przejścia. Po złożeniu setek CV i różnych innych próbach zdobycia posady i dokształcaniu i ponad 4 letnim okresem bez stałego zatrudnienia zrozumiałem, że cokolwiek bym nie zrobił nie mam szans wejść wyżej na drabinę pozycji zawodowej czy społecznej. Nigdy nie obwiniałem rządu, burmistrza, sejmu, księdza czy sąsiada. Czasem miałem tylko żal do rodziców, że mnie poczęli.

Piszesz, że: "warto mieć kwalifikacje dające szansę na rozwój". Zdobycie kwalifikacji trwa minimum 5 lat, a żeby stać się mistrzem w jakiejś dziedzinie potrzeba minimum 10 lat (wg Edwarda Nęcki "Psychologia twórczości"). To co dzisiaj wydawać by się mogło, daje szansę na rozwój, jutro może być już nieaktualne w tak turbulentnym otoczeniu. Dlatego dzisiaj żyję z dnia na dzień, łapiąc jakieś sezonowe prace. Nie wiem jak ciężko bym pracował, nigdy nie przebiję się wyżej. W każdej pracy, w której byłem szefowie tylko uśmiechali się pod nosem i poklepywali po ramieniu, bo cieszyli się, że mają frajera, który wykonuje ciężką pracę za psie pieniądze. W Polsce pozycja zawodowa nie zależy od własnej pracy tylko od znajomości, pokrewieństwa, ewentualnie jest wynikiem intryg.

2 tys. zł/mies. "na rękę", hmm marzenie. Trochę odbiegłem od tematu filmu. Bądź zdrów.

ocenił(a) film na 6
dingo21

Podoba mi się Twój punkt widzenia, a osobista perspektywa tylko wzbogaca tą wypowiedź. Jeżeli faktycznie jesteś bardzo bystrym człowiekiem to polecam korporacje z najwyżej półki, czyli np. wielką czwórkę (EY, Deloitte, PWC i KPMG) - byłem w jednej z nich swojego czasu, praca bardzo ekskluzywna i zaczynasz w okolicach średniej krajowej "na rękę". Mały kruczek - musisz być naprawdę bystry, tj. najpierw przejść sesję testów online, potem sesję w siedzibie (1 lub 2 terminy zależnie od firmy) i dopiero później z 100-200 chętnych zostaje parę osób, które zostają zaproszone na rozmowy kwalifikacyjne (z kimś z HR'u i z managerem z działu, do którego jest nabór) i z których wyłania się jeden lub dwoje szczęśliwców. Proces jest totalnie odsunięty od "znajomości", ponieważ po pierwsze musisz przejść sesję online, którą podsumowuje komputer, a potem spotykasz ludzi, którzy choćby byli dyrektorami to mają "kogoś" nad sobą i wszelkie spoufalanie mogłoby dla nich oznaczać zniszczenie wieloletniej kariery. Z resztą będąc wewnątrz jesteś non-stop oceniany poprzez "feedback" i wskaźniki takie jak stosunek job'ów chargowalnych do niechargowalnych (zadań, z których firma zarabia do zadań niezyskownych, takich jak udział w szkoleniach, self study etc.). Pamiętam, że gość z totalnie niepowiązanego z moim działu, którego pośrednio znałem prosił kilka razy żebym nigdy tego nie rozpowszechniał, a traktował go jako zwykłego kolegę z pracy od pogawędek w kawiarni.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że na sesji testowej w jednej z firm gdzie trzeba było trochę popracować w grupach miałem paru ludzi z zarządzania, więc może to droga dla Ciebie? Oczywiście jeżeli lubisz ekonomię, prawo czy podatki, bo głównie tym się tam zajmują. Jeżeli Ci się spodoba (nie każdy to pokocha) to w ciągu 5 lat dzięki rokrocznym awansom (tam nie ma opcji stagnacji - albo masz dobre wyniki i idziesz w górę albo takie sobie co prędzej czy później oznacza zwolnienie) możesz mieć pensję liczoną w kilkunastu tys. zł miesięcznie (dalej mówimy o "naręcznej" kwocie). Może nie jest to tak ciepła posada jak członkowsko w zarządzie rodzinnej firmy, w której wszystko załatwia tata albo etat na wysokim stanowisku w jakimś urzędzie centralnym, gdzie czy się wali czy się pali to o 16 wychodzisz do domciu - ale daje szansę na bardzo wysokie zarobki dla rozgarniętych ludzi.

ocenił(a) film na 6
dingo21

Ten film jest przede wszystkim przesłodzony i im bliżej końca, tym bardziej mnie ten lukier drażnił. Love Actually tego samego reżysera oceniłem na 9/10 i jest to jeden z fajniejszych filmów jakie widziałem (już 3 razy, a to jeszcze nie koniec), ale w About Time Curtis nie potrafił wyważyć proporcji między humorem a banałem, przez co wyszedł mu film niestety tylko niezły.

ocenił(a) film na 8
dingo21

Moim zdaniem nieco zbyt wyidealizowany i przesłodzony, choć co miał przekazać to przekazał.

SmykDangoSmyk

Uwielbiam filmy o podróżach w czasie,lecz ten film to pomyłka...Beznadziejny jak dla mnie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones