Zamknięcie pewnego rozdziału w twórczości Peckinpaha. Opowieść o straceńcu który zdaje sobie sprawę że zawsze można stracić więcej. Walka o tytułową głowę pozbawia go powoli wszystkiego. Zwłaszcza zapada w pamięć scena w której profanuje grób, obserwujemy wtedy jak nasi bohaterowie niszcząc świętość w którą wierzą, minuta za minutą oddają swoją duszę. Wartych wspomnienia fragmentów jest tu dużo, scena z rockersami choćby przypomina mi wydźwięk "Ostatniego domu po lewej". Oto dwaj buntownicy ozdobieni pacyfkami i wykorzystują własną wolność by dzięki pistoletom ograniczać wolność innych. Czyli subkultura propagująca pokój w bagnie wolności zapomniała czym na prawdę jest pacyfizm i sama gwałci własne wartości.
Ogólnie widzę tu też jak wiele Tarantino czerpie z Peckinpaha. To on pierwszy pokazał przemoc w taki sposób. Jest ona jednocześnie łatwa w zadawaniu, jak i bolesna oraz destrukcyjna dla głównego bohatera.
Zakończenie trochę przypomina mi "Dziką bandę". Ogólnie jednak muszę przyznać że ten film to kawał dobrej roboty. Mocny, refleksyjny, a przy tym brutalni i absorbujący widza. Mocne 7 się należy.
Podzielam opinie, nie wiem czemu ale z pewnych wzgledow to moj ulubiony film Krwawego Sama, mysle ze to zasluga kreacji Warrena Outesa z ktorym kazdy z nas moze sie identyfikowac, motyw drogi, przemiany glownego bohatera oraz motywy nim kierujace staly sie wielka inspiracja dla wielu pozniejszych dziel.