Nie ma nic współnego z pierwszą częścią, która była o wiele zabawniejsza. Pełno tutaj rynsztokowych żartów typu baba z penisem zamiast z nosa z którego leci nasienie kiedy kicha. I facet, który zjada spermiaste smarki, bo nie zauważył, że wpadły mu do zupy. Coś takiego może śmieszyć jedynie gimnazjalistów, którzy właśnie przechodzą burzę chormonów i śmieszy ich gdy ktoś głośno powie wagina. Jedynym plusem filmu jest Hanna Verboom. Nie polecam, po seansie może boleć czoło od ciągłego facepalma. Nominacje do złotej maliny w pełni zasłużone