Biorąc pod uwagę, że jest to debiut reżyserski Stilesa White'a, to nie spodziewałem się zbyt wiele, tym bardziej że ghost story nigdy nie potrafiło mnie jakoś szczególnie urzec (poza kilkoma wyjątkami), ale mimo to i tak się solidnie zawiodłem.
Głównym mankamentem jest to, że się po prostu porządnie wynudziłem. Niby są jump scenki, ale kompletnie mnie to nie ruszało (oglądałem oczywiście w nocy na słuchawkach), do tego fabuła bardzo prosta i schematyczna, żadnych zawiłości, czy zwrotów akcji.
Ładne dziewczęta i jakieś pojedyncze sceny jak np. ta z nicią dentystyczną, to o wiele za mało, abym nazwał to dobrym horrorem. Kolejny film, który utwierdził mnie w przekonaniu, że podgatunek ghost story nie jest dla mnie.