Nie tylko ze względu na akcję, ale także na Connerego.
Wyglądał bardzo staro, wydaje mi się,że to przez fryzurę.
Oglądałem kiedyś Molly Maguires, który jest z 1970 roku i tam
wygląda tak samo jak w latach 1966/67. Tak czy inaczej, tutaj
powinien już zagrać Roger Moore.
Ja bym nawet powiedział, że chociaż Bonda gra Connery, film sprawia wrażenie wyjętego już z epoki Moore'a. I tu późnego Moore'a, takiego, powiedzmy, z "Ośmiorniczki". "Diamenty są wieczne" momentami sprawiają bowiem wrażenie autoparodii, niektóre motywy są skrajnie przerysowane (chociażby pan Wint i Kidd lub Bambi i ta druga dziewczyna...). Pamiętam, że przy pierwszej projekcji film wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, czego teraz kompletnie nie rozumiem. Bo to chyba najsłabszy z wszystkich filmów o agencie 007, jeśli o Connery'ego idzie.
Mam podobne odczucia, kiedyś jeden z moich ulubionych, do dzisiaj moją oceną na filmweb było 10.
Niestety, po dzisiejszym odświeżeniu mam mieszane uczucia. Może to dlatego, że bezpośrednio przed odświeżyłem sobie "From Russia with love", "For your eyes only" i "The living daylights". Na tle wymienionych "Diamonds are forever" wypadają trochę statycznie, nie trzymają tempa, nie wywołują napięcia i ogólnie nieco rażą przerysowaną komiksowością. Do tego najsłabszy Blofeld(kompletnie bez wyrazu w porównaniu z poprzednimi wcieleniami) i marne eksplozje (nawet jak na rok powstania).
Plusem na pewno powrót Seana (mimo, że nie pierwszej młodości), mała cwaniara Tiffany, jedna z najlepszych piosenek i większość gagów.
Jak na bondy przeciętnie, jak na bondy z Connerym nawet słabo. Szczęście, że nie grał Moore, bo zamiast dystansu i autoironii mielibyśmy pewnie błazenadę.
8/10
Na plus
Piosenka
Dziewczyna bonda
Tych dwóch pedziów
Minus
Mało wciągająca fabuła
Jeśli chodzi o Blofelda to powinni obsadzić ponownie Savalasa lepiej by pasował.
5/10 Średniak