Ze pewnością nie. Nie ta poetyka. Nie ten klimat. Nie...
Inarritu był pierwszym skojarzeniem podczas oglądania tego filmu. Różne historie, przeplatające się w subtelny sposób, bohaterowie... Lecz im dalej w las, tym coraz mniej sensu. Film zmienia się w kolaż nie za bardzo ze sobą związanych historii, które mają pokazać (część) współczesnych Chin. O ile ukazanie Kraju Środka wyszło nieźle, to fabularnie - porażka. Od pewnego momentu zaczyna nużyć, a jego oglądanie - męczyć. Nie wystarczy rozciągnąć fabuły, którą można pokazać w 5, może 10 minut na kwadranse, by to obraz stał się sztuką. A poszczególne epizody tracą sens. Ponieważ nie wiemy o bohaterach niemal nic, nie znamy ich motywacji (poza powierzchowną i banalną warstwą), trudno się odnieść do ich problemów, do nich samych. Zsumowanie owych historii nie dodaje wartości, raczej wręcz przeciwnie.
W moim odczuciu, jest to protest-song adresowany do sumień decydentów, swoista kronika pewnego okresu, niż cokolwiek głębszego.
Generalnie - rozczarowanie.