Film zapowiadał się, przez pierwszą połowę, nieciekawie i psychicznie. Na szczęście nasz lekarz
okazał się mieć łeb na karku. Momętami niemrawo, lecz głównie dobrze dowodząc grupą zabił
wszystkich oblechów. Uwielbiam momenty w filmach, gdy sam myślę co bym zrobił na miejscu
bohatera. Gdy weszli do domku na drzewie od razu widziałem w tym zagrożenie. Ja na miejscu
potworów bym po prostu podpalił pień... I tak zrobili :) Następnie myślałem jak wydostać się z
domku na płonącym drzewie. Trudna sytuacja. Jedyne co im zostaje to skakać, ale czy by skoczyli?
Drzewa wydawały się za nisko i za daleko, ale... Skoczyli i złapali się gałęzi. To jest to! No i pod
koniec gdy porwali kobietę: masz koleś samochód, wjedź biologicznym niedorozwojom w chałupę i
wykończ na ziemi. Zrobił to. Kanister! Wysadź ich! Zaraz... to ryzykowne. A ch*j z tym, wysadził :)
Zabił wszystkich koleś z miną tego z Mission Imposible.
No prawie wszystkich. Zmartwychwstanie jednego było niepotrzebne.