PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30701}
8,7 229 705
ocen
8,7 10 1 229705
9,0 45
ocen krytyków
Dwunastu gniewnych ludzi
powrót do forum filmu Dwunastu gniewnych ludzi

Już chyba czwarty raz obejrzałem ten film. Myślę, że gdybym musiał wybrać najlepszy scenariusz wszech czasów, to "Dwunastu gniewnych ludzi" miałoby bardzo duże szanse (jedyną konkurencją byłoby "Harakiri" Kobayashiego).

To jest perfekcja pod tak wieloma względami. Z jednej strony błyskotliwe dialogi - każdy ze zwykłych ludzi jest indywidualnością, każdy dostaje "swoje momenty" - niby nic nie znaczące wypowiedzi, które podbudowują ich postać pod przyszły łuk postaci. Po komentarzach i zachowaniach domyślamy się, kto kim jest. Ba, nawet po postawie. Razem tworzą piękne odwzorowanie społeczeństwa i różnorodności opinii. Wystarczą trzy słowa, by rozbudować daną postać, przy czym nikt nie jest jednoznaczny. Błazen-sprzedawca jest po części elektrykiem, bokser ma poczucie szacunku dla starszych i ogólne poszanowanie innych ludzi, stary krzykacz widząc brak zainteresowanie przyznaje, że nie ma racji. Agresywny ojciec przechodzi załamanie nerwowe, marketingowiec ma dobre pomysły, ale łatwo zmienia zdanie.

Henry Fonda ma tak naprawdę tylko jednego konkurenta, który walczy z nim niemal do samego końca, tuż przed finałem prawie odwracając szale. Pięknie tutaj Lumet buduje napięcie ze zwykłych dialogów, z kadrów, z gry aktorskiej, cieni i suspensu samej intrygi. Dlatego pozornie zwyczajni ludzie siedzą sobie i gadają w jednym pomieszczeniu, a film wciąga jak niejeden kryminał albo thriller.

Łuki postaci, zarysowywanie drugiego planu to materiał na wzór, niemal ideał, z którego można się uczyć. Muzyka podkreśla kluczowe w treści i warstwie dramatycznej momenty. Moment, w którym przeciwnik Fondy musi przyznać mu wyższość. Moment, w którym człowiek MUSI komuś przyznać rację. Jaka to ciężka dla niego chwila.

Dochodzi jeszcze piękna warstwa psychologiczna, w której potrzeba bardzo silnej indywidualności, by przeciwstawić się tłumowi. Jak doskonale zarysowano instynkt stadny, który steruje ludźmi chyba nawet bardziej niż fakty, albo ich własna opinia.

Zostają jeszcze dwie wartości, być może największe i wynoszące go do rangi (arcy)dzieła sztuki. Pierwsza to przekaz społeczny, niemalże manifest poddający w wątpliwość funkcjonowanie podpory systemu sądowniczego, czyli ławy przysięgłych. Której największa siła okazuje się czasem największą słabością. Jedynie "Harakiri" dorównuje pod tym względem: układanki scenariuszowej niczym w kostce Rubika, z jednoczesną siłą przekazu zawartą w społecznym manifeście o bardzo konkretnej treści.

No i ostatnia - dwuznaczność. Oczywiście postać architekta granego przez Henry'ego Fondę jest tutaj protagonistą. Ale po dłuższym zastanowieniu okazuje się, że wcale tak być nie musi. On sobie zdaje sprawę z wątpliwości. Może to on nie miał tutaj racji i przez jego manipulacje (które momentami sprytnie stosował) - nie tylko argumenty - morderca zostanie wypuszczony na wolność. Pewną przewrotnością może być fakt, że jego postać jest głównym bohaterem. To z jego perspektywy poznajemy historię, to on hollywoodzkimi zagrywkami scenariuszowymi zostaje obdarzony sympatią widza, z jednoczesnym wzbudzaniem antypatii do większości pozostałych postaci (oczywiście tych o odmiennym zdaniu). Jednocześnie jest on tu samcem alfa - ma największy spryt, najlepsze argumenty, doskonale umie innymi manipulować. Jak widzieliśmy w filmie, każda z postaci miała pewne uwarunkowania wynikające z charakteru, przeszłości lub pochodzenia, które zaburzały chłodny osąd. Wiemy, że ojciec próbował wyładować żal do syna. Że krzykliwy starzec wyładowywał niechęć do ludzi młodych. Bokser miał zbyt prosty umysł, a sprzedawcy śpieszyło się na mecz. Żaden z nich nie dostrzegał z początku wad w swoim rozumowaniu - dopiero łuk postaci i otwarta konfrontacja bądź psychologia tłumów zaczynała ich uświadamiać.

Henry Fonda jako jedyny nie został przyparty do muru. Jako jedyny doprowadził swoją opinię do końca. Mogło być tak, że on również jest uwarunkowany pewnymi - może nawet podświadomymi - ograniczeniami. Przez które mógł tak naprawdę nie mieć racji i oszukać wszystkich, niczym Kevin Spacey w "Podejrzanych".

Po pełnym przemyśleniu dochodzę do wniosku, że trzeba podnieść ocenę - z 10/10 do 10+/10. Lepsze hollywoodzkie kino można policzyć na palcach dłoni (może jednej, może obu).

ocenił(a) film na 8
jakub_kowalik89

Tylko, że tak naprawdę scenariusz jest właśnie wybitnie nierealny - z tego jednego powodu trudno mu dać ocenę 10. Weźmy chociażby sprawę z drugim nożem, czy zadziwiającym dziadkiem "psychologiem" którego spostrzegawczość i przenikliwość jest godna Sherlocka Holmesa. Podobnie przedstawia się sprawa naszego slamsowego wychowanka, który akurat dokładnie wie jak się obsługiwać/zadaje ciosy sprężynowcem. Praktycznie każdy dowód na nie..ma nagle swojego "eksperta" od danego przypadku - patrz też nasz okularnik, który akurat (bo jakże inaczej) nosi się z takimi samymi odciskami jak babcia świadek.....itd itp. Film przez to traci - widać że przysięgli są szyci na miarę scenariusza.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones