Typowy, durny horrorek w "nowym stylu"... o ile niekiedy jest nawet fajny klimat (stworzony chyba przypadkiem z oszczędności w środkach), o tyle cała ta historia, a szczególnie jej zakończenie jest tak żałosna, że to naprawdę szkoda komentować. Poprzednie dwie części w porównaniu do tej są arcydziełami. Podobać się mogły jeszcze jedynie: sporadyczne pojawienia się Lance'a Henriksena i niezła gra Douga Bradleya, który chyba stworzony jest do takich czarnych charakterów. Niestety, wybijają się oni na tle pozostałych aktorów, których gra, delikatnie mówiąc, jest marna. Efekty specjalne są bezlitośnie nieudane - szczególnie kiedy mówimy o tym komputerowym potworku zwanym Dyniogłowym, który w powstałym 18 lat wcześniej oryginale wyglądał kilka razy lepiej. A niektóre efekty specjalne z jego udziałem naprawdę wołają o pomstę do nieba. Poza tym, muzyka jest dobijająca... poza głównym motywem, który leci podczas napisów, jest beznadziejnie przeciętna. Nie mam dobrych myśli przed następną częścią... Moja ocena: 2/10.