Nie spodziewałem się aż tak dobrego filmu. Jest świetnie zrealizowany i bardzo dobrze poprowadzony. Dwaj główni bohaterowie jako przeciwstawne sobie osobowości. Widać, że postacie żyją - także dzięki solidnej grze aktorskiej ze strony Denzela oraz Hawke'a. Na początku wydaje się, że jest to jeden z tysiąca filmów, w których świeżak poznaje co to życie w policji i musi odłożyć na bok zasady, jednak nie do końca... Scena po scenie zaczynamy coraz bardziej się orientować o co tak naprawdę idzie gra i napięcie oraz dramatyzm rosną wraz z rozwojem akcji.
Nie podobała mi się tylko końcówka - od momentu, gdy Hoyt zaskakuje Alonzo w jego mieszkaniu. Od tego momentu zaczynało to wyglądać trochę na zbyt przerysowane i troszkę niepasujące do reszty filmu. Nie wiadomo też co dalej z Hoytem - otwarte zakończenie jako niewiadomą jakie będą kolejne wybory policjanta z zasadami i podsumowanie tytułowego dnia rozumiem - ale czy ma on na to w ogóle wpływ? Czy "kumple" Alonzo nie będą próbowali unieszkodliwić rebelianta?
Zgadzam się co do zakończenia. Można zadać jeszcze jedno pytanie. Czy Jake nie zrobił by lepiej, gdyby pozwolił spłacić dług Rosjanom przez Alonzo i pozwolić sobie na wspólną pracę z nim. A tak zostawił go na pewną śmierć. Alonzo (ujmując to delikatnie) nie był kryształowy(takie postacie są jednak bardziej prawdziwe i uwielbiane prze widzów), koniec końców robił jednak dobrą robotę.
Przecież Alonzo wystawił Hoyta na śmierć, a wcześniej powoli wplątał go nieświadomie w swe brudne interesy. Nawet odkładając na bok jego uczciwość i poczucie sprawiedliwości - jak on miałby mu znów zaufać i jak się w ogóle musiał czuć po tym dniu?