Miał opowiedzieć o przemianie Che Guevary. O tym, jak w czasie podróży przez kontynent
zobaczył ogrom ludzkiej biedy i z syna bogatych rodziców stał się rewolucjonistą. Choć
postać Che była może zbyt wyidealizowana, to całość trzymała się kupy prawie do końca. Do
tego wszystkiego nie pasuje mi jego wypowiedź pod koniec filmu na temat zjednoczenia
całej Ameryki Łacińskiej bez sztucznego podziału na państwa. Owszem, może naprawdę już
wtedy miał takie przekonania, ale to nijak nie wynika z tego, co pokazano w filmie. Było wiele
jego przemyśleń na temat niesprawiedliwości i biedy, ale ani jednego zdania o polityce, nic
o tym, że nie ma różnic narodowościowych między mieszkańcami Ameryki Południowej.
Miałem wrażenie, że taka scena powinna mieć miejsce kilka lat później, kiedy już jego
poglądy będą bardziej sprecyzowane i ukierunkowane.