Dialogi strzelają jak z karabinu. Taka konwencja nie musi się każdemu podobać, tym bardziej, że
sprowadza obiecujący film do poziomu teatralnej farsy. Aktorzy robią, co mogą, ale ich wysiłki
ograniczają (od pewnego momentu) do biegania i wygłaszania/wykrzykiwania kolejnych długich
linijek dialogu, przekrzykiwania się nawzajem. Taki kabaret to nic ciekawego ani dziś, ani 70 lat
temu.
Gdzieś w tej screwballowych wygłupach zagubiła się satyra na prasę, politykę, życie w wielkim
mieście, małżeństwo itp
Uznana klasyka komedii dla mnie niestrawna. Kto się da nabrać na urok starego kina, może się
nawet ubawi.
To pewnie kwestia wieku, ale mnie te dialogi nie przeszkadzają - kiedyś w filmach było ich więcej, niż czystej akcji; nie wyobrażam sobie wszystkich filmów ze Spencerem Tracy i Katharine Hepburn bez dużej ilości dialogów. Zresztą zauważ, że Tarantino wrócił, bardziej nowocześnie i ciekawiej, do tej konwencji. Jest ona zresztą obecna od dawna, w tasiemcowych serialach, gdzie stanowi mniej kosztowny w realizacji "zapychacz czasu". Własciwie nie dialogi i nawet nie fabuła są atutami tego filmu - są nimi wyjątkowo szczegółowe i bogate ustawianie scen oraz wspaniałe aktorstwo, nie tyle głównych postaci, co wszystkich bez wyjątku, nawet "ogonów". Szkoda, że jest w tym filmie sporo nie najlepszych lotów humoru.
Bo oglądałeś z napisami na edu sat - przyznaj się.
Też za pierwszym razem przełączyłam po kilku sekundach energicznej próby wyłapania sensu z morza białych literek.
Przekonałam się za drugim, trzecim i czwartym - obejrzanym na kulturze z serii Filmy które zmieniły Amerykę, z lektorem. Cudowny, po prostu cudowny.
Hej mam prosbe, skoro odnowiliscie temat, to zapytam tu. Jak sie konczy film? Chodzi konkretnie o ostatnie 15 minut...Hildy i Walter pisza newsa do gazety, gdy ten morderca jest schowany w biurku. Bruce wychodzi na pociag obrazony na Hildy, ona zajeta, podniecona praca nawet tego nie zauwaza...I co dalej. Chodzi tylko z kim zostala Hildy i jak sie skonczyla sprawa kryminalna ?
PS:Rowniez ogladalem na Kulturze, niestety ominalem koncowke. Te stare amerykanskie filmy gdzie tak szybko nawijaja to chyba jedyny przypadek gdzie dobry lektor rzeczywiscie jest wskazany :-) Pozdrawiam.
oh nie mogłabym, skoro nie przeczytałeś spoilerowego opisu, to znak że musisz dooglądać sam 126m 45 s :) http://www.youtube.com/watch?v=5DkipWRmpKI
Zgadzam się. Oglądałem w ostatnią sobotę na TVP Kultura, zaskoczony, że 75. letni film nadal bawi i gra aktorska nie drażni. Jednak scenariusz i dialogi to podstawa w każdym filmie. A w tym są bez zarzutu.
są naostrzone jak rzeźnicki tasak i dopięte na ostatni guzik niemieckiego munduru. Są perfekt.
Zgadzam się z założycielem tematu. Film przesiąknięty dialogami, przez co szybko zaczyna się nudzić. Akcja na moment przyspiesza w momencie ucieczki Williamsa z więzienia oraz przy "akcjach" związanych z zamkniętym biurkiem (np. "wracaj do skorupy, żółwiu!" itp.). Niestety to za mało, by nazwać ten film choć dobrym.
Aktorstwo co najwyżej średnie i śmiem twierdzić, że Bogart czy Belmondo zagraliby tu lepiej. Oglądałem wiele ciekawszych filmów, jak choćby "Casablanca", "15:10 do Yumy" czy "100 tysięcy dolarów w słońcu". Podaję tak dla przykładu, choć to inne gatunki. Ale niestety jak na klasykę kina - wypadło słabo.
Zgadzam się z założycielem tematu. Potok słów i kłamstwo za kłamstwem Waltera zaczyna z czasem strasznie drażnić . A o ból głowy zaczyna doprowadzać kwestia Hildy - odchodzę nie odchodzę , wyjeżdżam nie wyjeżdżam. Dziwnie zachowują się dzienikarze którzy siedzą i czekają na sensację, a gdy się pojawia każdy relacjonuje dla swojej gazety inną wyssaną z palca historię.
Niby to lekka komedia a mamy tu morderstwo , skrzypiącą szubienicę i kobietę rzucającą się z okna ( dlaczego chciała się zabić ?).
A kiedy się mamy śmiać, chyba tylko wtedy gdy Walter co rusz podkłada świnię dobrodusznemu Brucowi i biedak co chwila ląduje w areszcie. Czy to takie zabawne ?
Koniec narzekania. Podsumujmy. Na filmie z pewnością odbiło się piętno czasu. 75 lat temu widzowie na pewno inaczej odbierali film a w czasie seansu sala pękała ze śmiechu. :)
Kino w 1939 roku, mniej więcej, od 10 lat lat posługuje się dźwiękiem. Ten film to jaskrawy przykład z jaką arogancją można wykorzystać ten atrybut w filmie.
... że Tarantino dzisiaj też wypełnia materię filmową dialogiem. Pełna zgoda, tyle że on ten dialog inscenizuje. Kamera pracuje nie ma mowy o jakimś teleturniejowym montażu. No i, rzecz najważniejsza, dialog u Tarantino jest soczysty.
Pan Hawks, stosując nadmiernie, i to jest eufemizm, plan amerykański przykręca kamerę do podłogi i ... wyrzuca śrubokręt.
Dalej, jakość tego dialogu, pewnie poza widzem amerykańskim, pozostaje nieodgadniona bo ten jest podawany za szybko, nie wybrzmiewa. I tak ustawiony rygor wypowiadanych kwestii, zapewne, rozbroiłby i taki duet jak Hepburn/Tracy.
I żeby wszystko było już tak nudne jak droga do stodoły mojego teścia, p. Hawks historię snuje w czterech pomieszczeniach i dwóch, bodaj, klatkach schodowych (sic!).
Co tu intryguje? Intryguje skok narzeczonej skazanego z okna, skomentowany cynicznie przez widzących to dziennikarzy: ... jeszcze się rusza. Równie cynicznie zdarzenie zostaje wzgardzone przez scenarzystę. Zatem miałem przyjemność, wątpliwą, z krypto czarną komedią by Howard Hawks.
Good night,and good luck,esforty.
3/10
Trafny komentarz. Widzę że film również nisko oceniony przez Ciebie. Mam sentyment do starego kina amerykańskiego ale ten film naprawdę jest słaby a reżyser wielki. :)
Nie jest tak źle, wprawdzie trochę mnie ten film nużył i męczył być może z powodu tego potoku słów ale to tylko dlatego, że traci on 80% uroku ze względu na obcy nam język. Gdyby ten film był nakręcony po polsku z dokładnie takimi samymi dialogami to byłaby to świetna komedia a tak gdy oglądałam z lektorem słyszałam ile tłumacz opuścił linijek, ile spłaszczono sensu, tak to już jest... a w tym przypadku akurat wiele tracimy na odbiorze filmu który stoi właśnie na dialogach...
P.S. w filmie jest masa świetnych dialogów komediowych aż trudno wszystkie spamiętać (a mowa tylko o tych które wypowiedział lektor) np. zapamiętałam to:
-Louie, come here. I need 450$ worth of counterfeit money.
- Can't carry that much, boss.
- No, just the counterfeit.
-I got that on me!
Nie mogę zgodzić się. Dialogi rzutkie, dowcipne z polotem. Akcja toczy się w środowisku dziennikarskim, gdzie świat kręci się wokół słów czy to gadanych czy pisanych. Więc dlaczego miałoby dziwić gadulstwo?
Zupełnie się nie zgadzam z tą krzywdzącą opinią. Nie chcę być złośliwa, ale trzeba troszkę znać środowisko dziennikarskie, aby zrozumieć, że dziennikarski blabber to standard. Świetna gra aktorska, genialny pamflet odsłaniający kulisy pracy dziennikarzy. I przy okazji - troszkę zażenowały mnie wypowiedzi niektórych osób nie mających - moim zdaniem - zielonego pojęcia o gatunkach filmowych. Bo jak można porównać screwball comedy "His Girl Friday" z film noir typu "Casablanka" lub z black comedy Tarantino np. "Pulp Fiction" ? Każdy z tych filmòw jest świetny w swoim rodzaju.