Błagam, ale to nie to samo.
Sissi, to sama słodka sielanka i strudel ze śmietanką. Widziałam coś takiego kiedyś i przyznam, że magnetyzm tam żaden. Wszystko jest miluchne, jak ktoś się boczy, to i tak mu przejdzie. Bodaj Romy Schneider tam gra, wszystko wygląda jak operetka, jakieś takie wygładzone, bez problemowe. Przepraszam, że tak się odzywam, ale do "Elizabeth" się to ma tylko, że niby też biografia, ale dla mnie te filmy nie przystają do siebie w żaden sposób.