Ten facet do reszty rozwali filmową fantastykę. jego cieniutki Dystrykt narobił sporo szkód. A teraz znowu to...
ok, wklejam tu, com napisał o Dystrykcie wcześniej - czyli wątpliwości logiczne, tyczące fabuły. Mogę też zdruzgotać ten film ideologicznie, bo reżyser kiepski jest w te klocki. A) Po co zabiera się w kosmos milion kretynów? To dość kosztowny sposób podniesienia poziomu IQ na rodzimym świecie Krewetek. Wprawdzie pada tu hipoteza owadziego trybu życia tej rasy; i tak skonstruowanej hierarchii (ów milion to byliby trutnie albo robotnicy); jakoś mnie to jednak nie przekonuje. B) Od statku odrywa się tuż po lądowaniu (zawieszeniu raczej) moduł dowodzenia z elitą intelektualną załogi – i znika gdzieś na powierzchni. Przez dwadzieścia lat władze RPA poszukują tych ton żelastwa; tymczasem spoczywa on w piwnicy jednego z baraków – tu inteligentny Obcy domowym sposobem preparuje termos paliwa, który wyniesie statek w kosmos (zetknięcie z tą substancją powoduje mutację głównego bohatera filmu) – nie komentuję; kretynizm piętrowy. C) Zmutowany biedak staje się łakomym kąskiem dla militarystów – jego obce DNA ma uruchamiać machiny bojowe Obcych; ściga się go i osacza dużym nakładem środków; szczerze powiedziawszy, nie bardzo wiem, po co. Przecież wokół roi się od obcych idiotów gotowych za puszkę kociej karmy uczynić wszystko – również uruchomić militaria (którymi zresztą handlują). Gdy dochodzi do wysiedleń, Krewetki rzucają się na komandosów z kijami i pazurami – wcześniej pozbywszy się arsenału zaawansowanej broni.
Nic ideologicznie nie jesteś w stanie zmiażdżyć. Twoje uwagi są nieco infantylne. Dzieło filmowe to nie kodeks prawny, nie musi się poddawać weryfikacji pod kazdym kątem. Argument A) Te Twoje „jakoś mnie to jednak nie przekonuje” to nie jest żaden argument. Masz do czynienia z odmienną rasą więc i logiką. Próby zastosowania Twojej logiki białego, sytego człowieka do realiów całkowicie odmiennej rasy mnie z kolei jakoś nie przekonują. Argument B) Nic nie wskazuje na to, że wladze RPA szukały tego pojazdu. To że coś się oderwało było dość ekskluzywnym odkryciem. Wladze zajmowały się problemami z krewetkami. Argument C) No i co z tego, że tłumy idiotów gotowe są pociągnąć za cyngiel. Chciałbyś wysłac na wojnę tłum niekontrolowanych idiotów z kosmiczną bronią? Czy wolałbyś obsługiwać taką broń samemu?
„Gdy dochodzi do wysiedleń, Krewetki rzucają się na komandosów z kijami i pazurami – wcześniej pozbywszy się arsenału zaawansowanej broni.”. A co Ty byś zrobił z głodu? czy nie pozbyłbyś się broni za kawałek chleba? Pamiętaj, że to byli głupi, fizyczni robotnicy, którzy nie byli w stanie wydostać się samodzielnie ze statku.
Poza tym jedna, zasadnicza uwaga dla wszystkich domorosłych krytyków uwielbiających wynajdować wszelkie nielogiczności: czy nie zastanawia was wogóle po co powstają filmy? czy ten ten film powstal tylko po to, by dostarczyć logicznej łamigłówki? A czepianie się konkretnych rozwiązań scenograficznych czy fabularnych czemu ma służyć? Co ma udowodnić? Tu apel do jos_fw: Pokaż mi jakikolwiek film SF który uważasz za wybitny. Założysz się, że stosując Twoją metodę jestem go w stanie zgnoić? Żebyś źle mnie nie zrozumiał: od 35 lat jestem fanem SF. Tyle że nie tym biadolącym. Jednak doskonale potrafiłbym „pojechać” i po Blade Runnerze, i po 12 Małpach, i po Gwiezdnych Wojnach... WSZYSTKIE FILMY SF mają rzeczy które można wyśmiać lub logicznie podważyć.
Dla mnie liczy się bardziej poziom wykonania, przesłanie, klimat, akcja, scenografia itp. Dystrykt 9 zrobił na mnie spore wrażenie, mimo setek obejrzanych filmów SF. Wniósł powiew świeżości. Pokazał, że można za niedużą kasę zrobić widowiskowe i frapujące SF. Pokazał w karykaturalny sposób parę ważnych problemów. Stanowi doskonałą przeciwwagę do tych wszystkich gum do rzucia dla oczu.
Ten film powstał po to, by pokazać uniwersalny problem segregacji rasowej i dyskryminacji.
Dopiero teraz miałem okazję przeczytać te wypoty. Cóż, właściwie zero argumentów, aż zdumiewające że za takie byle co ludzie gotowi ci stawiać skrzynki piw. A) Gotów byłbym się z Tobą nawet zgodzić, gdyby nie to, że elita krewetkowa w drugiej części filmu okazuje się niesłychanie "ludzka" w sferze motywacji - myślą i czynią właściwie jak ludzie; ergo - motywacja wyjściowa świadczy o ich idiotyzmie, jest to typowa ordynarna "antropomorficzna" fantastyka (jeśli pragniesz poczytać rzeczy lepiej zrobione - "Solaris" Lema, "Piknik na skraju drogi" Strugackich, "Ślepowidzenie Wattsa); B) Nie udawaj idioty - moduł się odrywa i władz RPA nic to nie obchodzi? A tak łakną zaawansowanej broni... Litości! C) Znów udajesz głupka, którym przecież nie jesteś, prawda? DNA obcych którzy sprzedają się za puszkę kociej karmy jest tańsze po prostu - czysta ekonomia, bracie. Ostatnie Twe zdanie świadczy o pewnym infantylizmie. Twój dorobek też nie robi na mnie wrażenia - oglądam SF nieco dłużej. Masz rację, można polecieć po wszystkich klasykach, ale znajdziesz tam kilka nieistotnych usterek, a "Dystrykt" właściwie z usterek się składa. Kiepska polemika
Weź się chłopie pohamuj z epitetami. W taki sposób nie będę dyskutował. Rozumiem, że czujesz słabości swojego wywodu, ale nie musisz stosować na taką skalę deprecjacji przez apozycję i insynuację.
Bełkoczesz synu przednio. A może by tak jakieś argumenty, że się tak nieśmiało zapytam?
Ach rozumiem. „Bełkoczesz” to w Twoim przypadku skarga, gdy nie jesteś w stanie zrozumieć wywodu. No cóż, przepraszam, że stosowałem zbyt trudne wyrazy i zdania wielokrotnie podrzędnie złożone. Przez chwilę traktowałem Cię „tato” powaznie. Mój błąd.
Nie, stosowałeś proste wyrażenia, tylko nie zawarłeś w swej wypowiedzi żadnego sensownego argumentu. Twoje poprzednie polemiki też oceniam nisko. Za "syna" przepraszam
"DNA obcych którzy sprzedają się za puszkę kociej karmy jest tańsze po prostu - czysta ekonomia, bracie." - Czy to jest tak trudne do zrozumienia, że wojsko chciało mieć możliwość kontrolowania tej broni przez własnych żołnierzy? Co z tego, że krewetki mogły z tego strzelać. Oni chcieli strzelać z tego sami, a główny bohater zdawał się być rozwiązaniem na wszystkie ich problemy.
Ach tak. Ale dlaczego uważasz, że główny bohater chciałby dla nich strzelać? Miał równie wiele powodów, by nie strzelać jak krewetki. Był równie skonfliktowany z militarystami jak krewetki, a może i bardziej)))
Zupełnie nie to miałem na myśli. Chodziło mi o technologię. Jak wiadomo technologia krewetek oparta jest o ich genotyp. Wojsko od dawna eksperymentowało na krewetkach w celu odnalezienia "klucza" do ich technologii, jednak nic im tonie dało. Nagle pojawia się Wikus, człowiek przechodzący transformację, i co najważniejsze, pomimo tylko częściowej przemiany zdolny do integracji z maszynami krewetek. Taki okaz dla naukowców, to prawdziwa gratka. Pewnie już tego nie pamiętasz, ale w filmie wyraźnie była mowa o tym, że chcą pociąć Wikusa na kawałki zanim ulegnie całkowitej transformacji, bo wtedy nie będzie dla nich już nic wart.
No ale to chyba kolejna niekonsekwencja i zbytnia dosłowność tego obrazu - jeśli ma w sobie DNA ludzkie wciąż, to nie bardzo chyba powinien mieć możność obsługiwania tej broni - tę osiągnie, gdy DNA będzie kompatybilne, ale wtedy będzie już krewetką.
Dla mnie to jest jedna ze słabych stron filmu - takie niezdecydowanie reżysera - czy robi twardą sf, gdzie są jednak pewne wymogi logiczne, dramaturgiczne etc., czy raczej rodzaj satyry społecznej, gdzie logika jest poluzowana. Gdyby zdecydował się na jedną z tych dróg, zyskałby spójność i koherentność wizji, ale on balansuje na krawędzi.
Nie uważam tego za żadną niekonsekwencję, lub brak logiki, ponieważ w filmie nigdzie nie jest powiedziane na ile dna musi być kompatybilne z krewetkowym żeby "zaiskrzyło". Nie wiemy przecież jakimi algorytmami posługuje się technologia obcych, widocznie zmiany jakie zaszły w Wikusie wystarczyły.
"Gdyby zdecydował się na jedną z tych dróg, zyskałby spójność i koherentność wizji, ale on balansuje na krawędzi." - Myślę, że w żadnym z powyższych wariantów film by ci nie przypadł do gustu. Tak to już jest, że film się albo podoba, albo nie, dopiero później szukamy argumentów aby obronić swoje odczucia.
Z tym ostatnim się zgodzę - też zaobserwowałem podobne zależności. Argumenty za bądź przeciw są post factum, są wtórnymi racjonalizacjami pierwotnych odczuć (już Freud jakoś tak podobnie chyba o tym pisał). Co nie odbiera im znaczenia.
Nie chcę się o to DNA spierać (choć pamiętam, że było niezbędne do 'zaiskrzenia" w sensie uruchomienia arsenałów); ale mam wrażenie (podobnie było przy okazji kłótni o Prometeusza), że nie ma znaczenia dla zwolenników, ile argumentów za niespójnością się przytoczy - wszystkie dziury logiczne wypychane są stosem trocin czy waty, każdą niespójność da się nagiąć. Chyba działa tu a rebours ten Twój finalny wniosek. jak się w filmie zakochasz, to "na zabój" ))
"No ale to chyba kolejna niekonsekwencja i zbytnia dosłowność tego obrazu - jeśli ma w sobie DNA ludzkie wciąż, to nie bardzo chyba powinien mieć możność obsługiwania tej broni - tę osiągnie, gdy DNA będzie kompatybilne, ale wtedy będzie już krewetką. "-no ale jego zmiana postępowała od ręki,która właśnie była potrzebna do obsługi tej broni,dlatego też chcieli czarni mu ja odrąbać.
Ok, mam półroczny dół, nie widziałem tego filmu dawno - co gorsza, nie chce mi się go oglądać. Tylko jak oni mogli przewidzieć, że będzie zmiana, że będzie przebiegać "od ręki" itd.
Militaryści źli rzecz jasna. Z drugiej strony - też ciekawy problem, bo jak ów film współcześnie przebiega, to militarystami są Afroamerykanie (Murzyni), którzy terz krajem zarządzają
"Tylko jak oni mogli przewidzieć, że będzie zmiana, że będzie przebiegać "od ręki" itd." - Rozwiń myśl proszę. Czy chodzi ci o to, że nie będą w stanie przewidzieć, czy zmiany będą, dla kolejnych badanych, postępowały od ręki? Czy o to, że jak oni mogli przewidzieć, że zmiany przebiegną, od ręki, dla Wikusa?
Woooo jestem twoim następnym fanem.
Zgadzam się całkowicie.
Gdyby nie Twoja wypowiedź zaglądanie tu byłoby stratą czasu.
Pozdrawiam!!
To ok. Do tego nic mi. Ale stawiacie tu skrzynki piwa wooo za jego wypowiedzi, tymczasem, moim zdaniem, niczego tam nie odkrywa. Pamiętam, że byłeś ciekawym adwersarzem - takich na fw na lekarstwo. Od Ciebie wymagam więcej, bo wiem, że masz mózg
może źle się wyraziłem,no mi chodziło akurat o tą jego wypowiedz:
"Poza tym jedna, zasadnicza uwaga dla wszystkich domorosłych krytyków uwielbiających wynajdować wszelkie nielogiczności: czy nie zastanawia was wogóle po co powstają filmy? czy ten ten film powstal tylko po to, by dostarczyć logicznej łamigłówki? A czepianie się konkretnych rozwiązań scenograficznych czy fabularnych czemu ma służyć? Co ma udowodnić? Tu apel do jos_fw: Pokaż mi jakikolwiek film SF który uważasz za wybitny. Założysz się, że stosując Twoją metodę jestem go w stanie zgnoić? Żebyś źle mnie nie zrozumiał: od 35 lat jestem fanem SF. Tyle że nie tym biadolącym. Jednak doskonale potrafiłbym „pojechać” i po Blade Runnerze, i po 12 Małpach, i po Gwiezdnych Wojnach... WSZYSTKIE FILMY SF mają rzeczy które można wyśmiać lub logicznie podważyć.
Dla mnie liczy się bardziej poziom wykonania, przesłanie, klimat, akcja, scenografia itp. Dystrykt 9 zrobił na mnie spore wrażenie, mimo setek obejrzanych filmów SF. Wniósł powiew świeżości. Pokazał, że można za niedużą kasę zrobić widowiskowe i frapujące SF. Pokazał w karykaturalny sposób parę ważnych problemów. Stanowi doskonałą przeciwwagę do tych wszystkich gum do rzucia dla oczu.
Ten film powstał po to, by pokazać uniwersalny problem segregacji rasowej i dyskryminacji. "
Odpowiedziałem mu na to, wydaje mi się, że się myli. Tzn. rozumiem - w jakimś sensie wasz punkt widzenia, ale wydaje mi się, że - trochę - wynika on z niedostatków perspektywy. Bo ten film nie jest świeży, - moim zdaniem - ani w warstwie przesłania , ani historii. Jest zlepkiem wielu innych filmów, co chyba tu wykazałem. Owa zlepkowatość nie byłaby zła, gdyby rzeczywiście dawała - w sumie jako konglomerat - wrażenie świeżości. I tu meritum naszej niezgody. Ja tej świeżości nie widzę - Ty - tak
jak by tak patrzeć na świeżość jako taką,to który film ostatnimi czasy takową pokazuje?Chyba żaden,no moze wczesniej,mały kroczek zrobił Matrix.
Chyba masz rację, jest jakieś zakleszczenie w kinie SF. O Matriksie też się krzyczy, że nieświeży - bo tu też można wykazać mnóstwo wpływów. Ale Matrix był znacznie dojrzalszy artystycznie od Dystryktu
Szczerze? Jak na debiut tego Pana film był naprawdę dobry. Dajmy się mu troszkę rozwinąć to może w przyszłości zaskoczy nas czymś lepszym ;)
aż się boje czytać co ten typ jos_ fw napisał w temacie awatara ;)
to wizja reżysera nie podoba sie? wymyśl sam coś lepszego i przeznacz na to 100 baniek nakręć daj ludziom do oceny..
W każdym filmie były , są i będa niedociagniecia, kwasy oraz wszelakie błędy dlatego uproszczona definicja kina to czysta FIKCJA "(...) będąca wyrazem indywidualnego stylu i wizji artystycznej. "
Z awatarem to samo debile w gazetach pisali że taki świat nie ma prawa bytu a 3 tyg wcześniej pisali ze Cameron w końcu, swoja wizje największe swoje marzenie przeniasien na ekran więc WTF sie pytam?
Tyle i kropka
P.S. „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”
- Stanisław Lem
No cóz, mimo ze za pierwszym razem popadłem w zachwyt, to po drugim obejrzeniu doszedłem do podobnych wniosków. Niestety dla mnie D9 to fajna rozrywka, miło się to ogląda ale od natężenia głupoty czasem aż zęby bolą.