Ogólnie film mi się bardzo podobał. Może nie poczułam tego "dreszczyku" podczas oglądania go, ale wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jednak nie jest jedna rzecz, którą chciałabym wyjaśnić, aby do końca cieszyć się tym dziełem. Czy ta cała opowieść była wymysłem szaleńca( mi się wydaje, że główny bohater był pacjentem ośrodka dla umysłowo chorych), czy może snem? Może ktoś z Was lepiej zrozumiał zakończenie.
zdecydowanie to pierwsze - zwróc uwagę nawet na ostatnie słowa dyrektora szpitala... A co do filmu - genialny! świetny klimat (pierwsza scena jak siedzą na ławeczce z tym staruszkiem który opowiada o duchach i nagle wchodzi 'narzeczona' - to się nazywa budowanie atmosfery), świetne 'psychodeliczne' dekoracje (swoją drogą widac czym się Burton inspirował), świetna końcówka - no i postac lunatyka! jak dla mnie jedna z najbardziej przerażających postaci czarno-białych horrorów (moment w którym skrada się ulicą przylgnięty do ściany), no i oczywiście postac samego doktora - jak pięknie pokazali jego popadanie w obłęd (te napisy, nagle pojawiające się na ekranie "muszę zostac dr caligari").
Absolutne arcydzieło horroru
spoiler
No nie - dyrektor zakładu odtwarzał dr Caligari, po to by poznac jego sposoby leczenia lunatyków, w końcu zwariował myśląc że naprawdę nim jest - sam dr Caligari miał byc historyczną postacią (bodajże z Włoch - ale szczerze mówiąc już za dobrze nie pamiętam) która zabijała w taki sposób jaki później naśladował dyrektor.