Aktorsko film jest znakomity, Lemmon i Pacino prezentują się rewelacyjnie, a dzielnie sekundują im Spacey, Harris i Arkin. Film sam w sobie jednak nie powala, można wiele zarzucić pracy kamery, montażowi, a historia generalnie była nużąca. Gdyby nie aktorzy to byłby to film jakich tysiące, a tak.. można obejrzeć właśnie dla aktorów.
Święte słowa, wybitny krytyk filmowy (i, o czym niewielu już dzisiaj pamięta, także filmowiec-amator) jak zwykle ma rację. Szkoda jednakowoż, że udało się zebrać na ekranie czterech aktorów Oscarowych i dwóch nominowanych, a wyszedł z tego całkiem nudnawy obraz, bez przysłowiowego polotu i tak zwanej, jak to się dzisiaj mówi, finezji.
Zgadzam się. Ale to jednak sztuka, i to wyjątkowo mocno oparta na dialogach, które powinny być podane tak, by nic widza nie rozpraszało. Ja to oglądałem z nastawieniem, jakbym oglądał teatr telewizji, więc ta filmowa oszczędność środków mniej mnie raziła.
Też się zgadzam. Film taki sobie, momentami mnie nudził, ale zestaw aktorów i pokaz ich talentów - super :)
Też mam takie odczucie. Aktorskie popisy, ale całościowo film wyszedł dla mnie nudny i mało przekonujący. Przykład: kapitalna tyrada Baldwina, która zupełnie nie pasuje do tych okoliczności - jakaś spelunka ze zmęczonymi życiem pośrednikami sprzedaży nieruchomości, gdzie gość w kieszeni nosi jakieś wymiętolone 30 dolarów. Gdyby ta akcja została osadzona w jakimś typowym korpo, czymś w stylu co mieliśmy American Psycho, to dla mnie to miałoby sens. A tak to pozostaje kręcić nosem z niedowierzaniem. Włam i ryzykowanie wszystkiego by sprzedać te informacje za jakieś śmieszne 2500 dolarów? Serio? Dla mnie to wszystko nie trzymało się po prostu kupy. Nie wiem czy to wina scenariusza czy reżyserii. Mam natomiast odczucie, że dużo osób spuszcza się z zachwytu nad tym filmem, bo to w końcu na podstawie "sztuki" pana Mameta. Nie porwał mnie ten film i tyle.