Michael Mann powtarza to co mówił już w pierwszych sezonach "Miami Vice" że życie policjanta to samotne życie. Vincent Hanna tak jak Sonny Crokett jest uzależniony od akcji i odbywa się to wszystko w obu produkcjach kosztem małżeństwa. Nie wiem czy tylko ja zauważyłem że Neil McCauley to opowiedziany na nowo los Roya Earlea z filmu "High Sierra" tam również były więzień znalazł sobie pannę i tak jak i tu planował wyjechać, coś tam zmienić i różnica jest taka że Roy Earle to romantyk, w środku jednak wrażliwy facet a Neil to od samego początku samolubny egoista mający swoje życiowe motto , które powtarza jak mantrę. Mann stworzył epickie i poruszające dzieło o samotności ubarwione niesamowitymi scenami akcji jak ta w banku. Film jednak nie jest wolny od błędów czy po prostu przeoczeń. Jak chociażby wątek Chrisa Shiherlisa, mimo ogólnych achów i ochów nie jest to najlepszy film Pacino czy De Niro z lat 90-tych. Zagrali dobrze swoje role ale stać Ich na więcej i jeśli już miałbym ferować wyrok kto lepiej, stawiam na Roberta.