fatalny... fabuła żadna, akcja - usnąć można... efekty - nic ciekawego do tego ten polski dubbing - wielka porażka...
Czytałam książki Carda przed premierą filmu i od razu wiedziałam, że to nie bedzie arcydzieło. Tak dobrej książki nie da się sfilmować. ALE mogło być lepiej. W całym filmie tylko Viola Davis, Kingsley, Ford i Butterfield trzymają poziom, reszta stoi z marsem na czole albo z zapłakanymi oczami (choć nie płacze). Ciągłe łzawe spojrzenia Petry są nie do wytrzymania (obwiniam reżysera, aktorka ponoć jest dobra). W książce Petra była twarda, jedyny moment, kiedy naprawdę płakała był
!!!SPOILER!!! kiedy po roku wróciła do domu do dzieci i wysłuchała listu Groszka do siebie. Wtedy też zobaczyła, co Peter do niej czuje i ona do niego ;) !!!KONIEC SPOILERU!!!
Efekty specjalne są wspaniałe (to jest miejsce na CGI, nie "Hobbit", panie Jackson), ale psują to dziwne zachowania dzieci (wyglądających jak dorośli), co jeszcze potęguje nasz paskudny polski DUBBING, gdzie dubbingują je chyba 30-latkowie.
Najlepsza scena? Myślę, że ta najbardziej oczekiwana, czyli ta gra Endera, a już najbardziej to, co było tuż po niej- emocjonalna rozmowa Endera z Graffem. Trochę inaczej niż w książce, ale przecież film nie mógł trwać wiecznie.
SPOILER Zakończenie? W filmie Enderek wybiera się na wycieczkę, bo chce. W książce- bardziej skomplikowane: nie miał wyboru. Jak chcą zrobić sequel? Nie mam pojęcia, w końcu nie ma słowa tu o kolonizacji i związanym z nią bałaganem. Ender będzie miał każdą planetę na własny użytek, zostawi królową, a później pewnie wróci na Ziemię, ot tak. Nie chcieli komplikować fabuły, pewnie wytwórnia poprzestanie na tym filmie, jak to było z Eragonem. KONIEC SPOILERU