Klimaty dość ciężkie, budujące napięcie, bardzo podobne do tych z Milczenia Owiec - na plus. Podobnie sprawa ma się z ścieżką dźwiękowa, która jest wręcz ujmująca.
Najbardziej podobał mi się wątek z kieszonkowcem. Aż chce się rzec: kiedy zwierzyna staje się łowcą. Niesamowity moment, mój ulubiony. Drugim ulubioną sceną było włamanie do domu tego... agenta? Chodzi o mężczyznę, który próbował wrobić Clarice. Reakcja psa była intrygująca.
W fascynujący sposób rozwinięto również relacje pomiędzy Hannibalem a Clarice. Dzieciak w samolocie też był dobry.
I te końcowe sceny masakry... Właśnie tego brakowało mi w poprzednim filmie o Hannibalu.
Julianne Moore zdecydowanie bardziej podobała mi się w roli Clarice niż Foster. Nie wiem dlaczego, jeśli mam być szczera, bo obie aktorki lubię jednakowo.
Podsumowując, w porównaniu do Milczenia Owiec, gdzie męczyła mnie senność i irytacja idiotycznym postępowaniem bohaterów, Hannibal wypada definitywnie lepiej. O ile Milczenie Owiec oceniłam na naciągane 6, o tyle Hannibalowi daję 8.