"Arnie vs Szatan"? - takie coś brzmi naprawdę bardzo zachęcająco, ale niestety to wszystko poszło na marne. Zacznę od tego, że pomimo całkiem kuszącego pomysłu ma się po prostu wrażenie, że scenariusz był robiony w pośpiechu - mamy co chwilę zmianę konwencji - raz twórcy chcą zrobić jakiś horror z religijną tematyką w stylu "Omena", by później dostać typowy akcyjniak z Arnoldem. Do tego mamy jeszcze sporo głupich scen (scena w metrze i ten strzał w skaczącego diabła), dziur w fabule i naciąganego pieprz#@%a.
Największym plusem jest tu chyba sama postać głównego bohatera, która jest całkiem ciekawie napisana i nawet chciałbym zobaczyć Schwarzeneggera w roli eks-gliny, który stracił w przeszłości rodzinę. Z pozostałymi postaciami trochę gorzej - Gabriel Byrne nawet pasuje do ludzkiego wcielenia diabła, ale sama postać nawet nie stara się robić wrażenia, natomiast rola Robin Tunney polega na nic nie robieniu, tylko darciu mordy oraz byciu ratowanej przez naszego protagonistę przez cały film.
Szkoda jeszcze, że za kamerą tego badziewia stanął Peter Hyams - człowiek, co ma na koncie takie ciekawe produkcje sci-fi jak "Koziorożec Jeden" czy "Odległy ląd" i patrząc na same wyniki boxoffice'owe to do dziś powinien tego żałować.
4/10