Mam pytanie, dlaczego tylko Katniss była symbolem buntu, tym kosogłosem? przecież Peeta przeżył
to samo co ona a jego zostawili Kapitolowi. Obejrzałam na razie tylko dwie częsci a książki znam
pobieżnie ale to on wydawał sie być tym faniejszym ciepłym, otwartym na ludzi miłym chłopakiem a
Katniss wg mnie jest troche irytująca do tego egoistkam jest taka zimna i oschła i jak dla mnie nie da
się za bardzo lubić dodatkowo wszyscy wiedzieli że ma ogromne szanse wygrać to dlaczego nie
próbowali ratować Peety. Wydaje mi sie że on bardziej na to zasłużył. Do tego ten ich plan na koncu
jak ich rozdzieli jakby specjanie zaplanowali że tylko uratują dziewczyne. Jak dla mnie to bezsensu.
Można podać więcej powodów, ale chyba głównie chodzi o to, że to ona wyciągnęła jagody, to ona zbuntowała się przeciw Kapitolowi.
Decydująca była śmierć Rue i reakcja Katniss. Wtedy zaczęły się pierwsze zamieszki w dystrykcie, z którego pochodziła Rue.
Przede wszystkim, że to ona się postawiła, ona dobrze walczyła, ona nosiła broszkę z symbolem kosogłosa. Można tak dalej wymieniać. On wcale nie zasłużył na to bo przeżył tylko dzięki sojuszom i tym, że Katt go oszczędziła i uratowała.
Ponieważ najczęściej to facet jest wybrańcem,a autorka postanowiła zrobić inaczej,czyli postawiła na tym miejscu kobietę.
Generalnie to powody zostały wymienione wyżej, ale wnioskuję, że nie czytałeś /aś książki, w trzeciej części wyraźnie widać, że oboje są bardzo ważni dla buntowników. SPOILER Nawet padają słowa z ust jednego z przywódców, że lepiej było wyciągnąć właśnie Peetę z areny.
Peeta mnie irytował,był słaby i to ciągle Katniss musiała się martwić czy ta ciota mała przeżyje. Niech lepiej sie w nim nie zakochuje bo Gale jest dużo fajniejszy od tego ślamazary.
Dlatego, że to właśnie Katniss jest główną bohaterką i narratorką i jest taka fantastyczna.
Bo ma ładną buźkę no i oczywiście to jeden z wielu nonsensów w tym filmie/książce, show must goes on. O ile książka zawierała bogate opisy rozterek wewnętrznych gł bohaterki, o tyle ekranowy odpowiednik nie ma takiej możliwości, toteż obraz wydaje się niespójny i podziurawiony. Mogła tutaj pomóc dobra gra aktorska i scenariusz, ale zarówno jedno jak i drugie wypada bardzo marnie. W ogóle co do całej historii z książkowego pierwowzoru to jest szyta naprawdę grubymi nićmi... Nie przypuszczam by jakikolwiek autokratyczny rząd przyszłości miał się zachowywać w podobny sposób. Głodowe igrzyska formą zastraszania? Gimme a break... Najsłabiej wypada również kreacja samego ustroju. Żeby daleko nie szukać wystarczy podać za przykład "prezydenta". W takich realiach powinien sam w sobie stanowić symbol niedostępnej potęgi, nieomylnego półboga, który jako jednostka jest wszechpotężny. A kogo mamy? Upiornego dziadka, od którego czuć "krew i róże".
Nie mówię, były lepsze momenty (w książce), zwłaszcza kiedy chodziło o wpływ telewizji na społeczeństwo i opisy mechanizmów odbioru obrazu przez masy, ale całość w porównaniu z Orwellowskim "Rokiem 1984" wypada jak czytanka dla przedszkolaków. Nic dziwnego, że w oparciu o taką historię nie powstał dobry film.
Prezydent zapewne jest kreowany przez propagandę na "nieomylnego półboga", ale widzom film pokazuje rzeczywistość, czyli "upiornego dziadka". Hitler, Stalin, Kim Dzongi również nie byli tak mocni jak ich przedstawiano, ale propaganda robi swoje. Mieszkańcy dystryktów nie znają prawdy o prezydencie, bo skąd mieliby ją znać?
Natomiast coroczne igrzyska przypominają o porażce rebelii i losie dystryktu 13. Poddani kapitolu widzą, że ich przedstawiciele są tylko zabawką w rękach władz i mordują się nawzajem ku uciesze elit ze stolicy. Katniss jako jedyna nie zgodziła się na bycie marionetką i w ten sposób stała się symbolem nowego buntu.
Propaganda medialna kreuje taki wizerunek "wodza", jaki jest na daną okazję potrzebny. Dla przykładu w 44 roku Stalin w Stanach i Anglii był nazywany "Wujkiem Joe".
Co do jego prawdziwego wizerunku, to "upiorny dziadek" nie buduje jak dla mnie klimatu nieprzystępności. Bardziej wygląda jak clown, autoparodia. Cała postać została wykreowana bez polotu i klasy, jest sztuczna i nierealistyczna.
Jak historia długa i szeroka, tak niezmiennie źródłem strachu w rządzie autokratycznym był zawsze rozbudowany aparat represji. Strach w społeczeństwie budzili gorliwi służbiści, znikający ludzie w niewiadomych okolicznościach, a szczytem rozpaczy miało być wezwanie na przesłuchanie. Pomysł, jakoby te funkcje miały sprawować igrzyska śmierci jest co najmniej śmieszny. Pasują jako element rozrywki w zepsutym, rozpasanym do granic społeczeństwie, ale nie doszukiwałbym się żadnych wyższych celów w tym przedsięwzięciu. Niedorzeczności jest więcej, można by je mnożyć. Wg mnie książka została napisana tylko po to, aby ukazać dogłębne i wielowarstwowe cierpienie bohaterki, szczegółowo opisywane przez nią samą. Akcja spełniała tylko drugorzędną rolę spoiwa między kolejnymi przydługawymi opisami fizycznej i psychicznej męki przeżywanej wciąż na nowo. Katniss dosłownie pławiła się w swoim cierpieniu, co w pewnym momencie staje się nie do wytrzymania. Jak dla mnie igrzyska jako historia jest mocno przereklamowana i w zasadzie nie warta większej uwagi.
Ponieważ Katniss od samego poczatku wzbudziła w Panem zachwyt, kiedy wstawiła się za swoją siostrę. Cały czas się wyróżniała, nie bała się niczego, co świadczy o jej odwadze, można wiele by wymieniać.
moim zdaniem wybrali kogoś, kogo system uznał za największe zagrożenie. Peeta nie miał problemów z wbiciem się w konwencję igrzysk - machał tłumom, wchodził w wyrachowane sojusze, zaproponował Katniss, żeby go zastrzeliła, kiedy okazało się, że może być jeden zwycięzca. Ona z kolei nie do końca zdawała sobie sprawę jeszcze w pierwszej części, że swoim zachowaniem, które przychodziło jej naturalnie ze względu na mieszankę pokory i silnego charakteru, strzela sobie samobója za samobójem, stanowiąc zagrożenie dla igrzysk - na przykład zaszywa się na drzewach i nudzi widzów, idzie na kraniec areny zamiast konfrontować się z przeciwnikami, zawiera sojusze ze słabymi ogniwami, odmawia zabijania, z pogrzebu dziewczynki robi szopkę, no i oczywiście scena z jagodami była kluczowa.
Kapitol sam ją naznaczył jako wroga, więc 13-stka potrzebowała tylko trochę marketingu, żeby ją jako takiego uwiarygodnić. morał z tego taki, że zachowując się naturalnie, po ludzku i z zachowaniem instynktu moralnego i samozachowawczego w równowadze Katniss stanowiła największe zagrożenie dla władzy po prostu jako pełnowartościowa jednostka ludzka. Moralna jednostka z szarej strefy - trochę jak Rey z nowych GW, taki typ bohaterki.