Dziwi mnie ze w recenzjach, komentarzach nt. Igrzysk Smierci praktycznie nikt nie zaznacza podobienstw do japonskiego filmu z 2000r. Battle Royale. Film swego czasu wywolal spore zamieszanie. Jest jednym z ulubionych filmow Tarantino. I w porownaniu do Hunger Games jest duzo brutalniejszy, realistyczny i krwawy - bo taki moim zdaniem powinien byc film mowiacy o mordujacych sie mlodych ludziach.

Nie chcialbym teraz pisac rozprawki na temat wyzszosci jednego dziela nad drugim. Osobiscie uwazam Igrzyska Smierci (mowimy o I czesci, gdyz ja do tej pory obejrzalem) za przygodowy film akcji dla mlodziezy (kategoria wiekowa to chyba 13lat) ktory zupelnie nie spelnia swojego celu.
Przeczytalem ze ksiazka jest, w opini autorki, krytyka zwiazkow polityki ze swiatem rozrywki i zwiazkow miedzy tymi dziedzinami zycia. Moim zdaniem w 1czesci Igrzysk Smierci zupelnie nie powiodlo sie tworca ukazanie tego. Mamy typowo amerykanska bajke w ktorej mordowanie sie mlodych ludzi nie wzbudza w widzu uczucia obrzydzenia/ zlosci/ wkurzenia/ Nie uwierzylem bohatera ze sie przejeli tak chorym spektaklem.

A teraz sedno sprawy: Czy skoro "Za garsc dolarow" Sergio Leone zostalo uznane plagiatem "Strazy przybocznej", nie tylko przez widzow ale chyba rowniez na drodze sadowej Kurosawa wygral proces. To czy Igrzysk Smierci nie piwinnismy okreslic plagiatem Battle Royal. Mysle ze tak. Przynajmniej pomysl wyjsciowy zostal skopiowany, czyli najwazniejsze, cala os fabuly...Sergio Leone tez przeniosl akcje z Japoni na Dziki Zachod i sporo pozmienial. W obronie Igrzysk moze przemawiac fakt ze jest to elranizacja ksiazki i ze nastepne czesci (prawdopodonie) nie sa juz tak zbiezne...(druga czesc Battle Royale rowniez wyszla jakos w 2003r, ale jeszcze jej nie ogladalem).

Jestem ciekaw waszego zdania, osob ktore ogladaly oba filmy. Co myslicie? Ktory film lepiej ukazal groze i bezsens tego typu rozrywki gdzie nastoletni uczestnicy zabijaja sie "dla rozrywki"???