Zacznę od tego ,że filmy typu karate i kung-fu nigdy mnie za specjalnie nie kręciły. Wszystkie te ciosy machania nogami i rękoma jakoś wydawały mi się sztuczne ,choć wiem ,że w rzeczywistości tak wyglądają. "Wejście Smoka" i podobne produkcje obejrzałem tylko dlatego bo należało to obejrzeć i nie wywarły na mnie jakichś specjalnych emocji.
Do filmu "Ip Man" zabrałem się z uśmieszkiem na twarzy i myślą w głowie - jestem na urlopie jakieś nudy więc obejrzę nie zaszkodzi przecież w ostatnich latach chińskie kino nawet nieźle sobie radzi.
Siadłem włączyłem i od pierwszego momentu wiedziałem ,że to będzie inny film kung-fu niż dotychczas. Film jest naprawdę świetnie zrobiony ,gra aktorska na poziomie , dbanie o scenerię wręcz perfekcyjne ,naprawdę nie ma do czego się doczepić nawet ta sztuczność walk , o której wcześniej pisałem mnie nie raziła.
Nie lubię porównywać filmów nieamerykańskich gdyż ciężko jest je do czegokolwiek porównywać ponieważ jeśli coś porównujemy to wzorujemy się właściwie na kinie z Hollywood , a to jest inna bajka inne pieniądze itp itd
Po tym filmie w sumie opartym na autentycznej historii wiem dlaczego Chiny przetrwały tyle stuleci .
W mojej ocenie daję mu 9/10