Film poruszył częsty problem dzisiejszego świata: biurokracja i papierologia,która ogranicza i staje się czasem murem nie do przejścia dla jednostki. Jednak jak dla mnie bohaterom brakuje głębi. Są trochę zbyt papierowi i "wsadzeni w ramy". Główny bohater to wzór do naśladowania, chodzący ideał. Trochę sztuczne wydawało mi się to, że lekarz zabronił mu pracować więc on zgadzając się z tym zmuszony był sprzedać swoje meble. A co z przebranżowieniem, pracą na półetatu bardziej siedzącą niż tą na budowie? Oczywiście bardzo się cieszę, że film podejmuje taką tematykę, która staje przeszkodą dla wielu obywateli lecz myślę, że można to było przedstawić nieco lepiej.
Daniel Blake ma w sobie godność. To zderzenie jego godności z kretynizmem brytyjskiego ZUS-u jest tematem filmu. Godność nie jest papierowa, to nie nieosiągalny ideał. Na pewno godności brytyjskiego stolarza nie można przedstawić lepiej od Kena Loacha. Pani oczekiwanie na zobaczenie kogoś pozbawionego człowieczeństwa jest całkowicie wydumane. Daniela Blake'a może Pani spotkać tylko wtedy, gdy zajmie się Pani indywidualnym importem butów Adidas bez logo Adidas. Sztuczny nie jest Daniel Blake. Sztuczna wydaje się być Monika z Filmwebu.
Co ty pieprzysz koleś. Zgadzam się w pełni z moniką. Film trochę przerysowany, papierowy, ale rozumiem że taki był zamysł twórcy i tak najłatwiej było przedstawić tą historię. Co jest godnego w zabieraniu Ci mebli z mieszkania? W łażeniu po urzędach i klękaniu przed biurokratycznymi ryjami? W realu Daniel Blake poszukałby jakieś roboty na czarno żeby trochę dorobić.
Powiem spolegliwie tak: pieprzę pomidory po położeniu ich na kanapce.
Chrześcijaństwo mówi o istnieniu cnót kardynalnych:
roztropność,
sprawiedliwość,
umiarkowanie
męstwo.
Zabrakło w pana wypowiedzi, panie Łukaszu, roztropności, umiarkowania. Sprawiedliwości i męstwa nikt zapewne nie oczekuje od internetowych dyskutantów, więc i ja zaniecham sugestii, że powinien Pan mieć te cechy.
Oj Panie Beel, dziękuję szczodrze za te wysublimowane treści. Niestety, nie utożsamiam się z religią chrześcijańską, ani tym bardziej cnót przez nią propagowanych nie czczę. Co więcej, gardzę instytucjonalizmem na tej religii wybudowanym w postaci ignoranckiego i kapitalistycznego kościoła. Aczkolwiek spolegliwych i dobrych ludzi szanuję jako człowiek rozumny szanować winien. Tak więc pozdrawiam i życzę powodzenia.
Wracając do filmu: to, co Pan nazwał realem, czyli rzeczywistym życiem stolarza Daniela Blake'a, ja nazwę chęcią bazgrania po obrazie namalowanym przez Loacha. Nie jest to obraz doskonały, ale po co bazgrać?
Kościół katolicki a i być może inne chrześcijańskie pomagają rozumieć istnienie cnót kardynalnych, ale również cnoty powstrzymywania się od bazgrania po cudzych obrazach.
Są też inne cnoty kardynalne jak przestrzenie Hilbera, funkcja falowa, stała Plancka. Te nie pozwalają na bazgranie po świecie. Stąd życzę powodzenia w odkrywaniu tego, co kardynalne. Po odkryciu nie będzie Pan tworzył własnych wersji niemowlęcych bazgrołów.
Oj Panie Beel. Potrafi Pan obrazić kogoś w tak wysublimowany sposób, że chrześcijańskie dziewczęta na spotkaniu lednickim chętnie dawałyby Panu swoje numery gg z podziwu, gdyby się Pan tam zjawił. Dołączenie do wypowiedzi trudnych słów takich jak stała Plancka, czy funkcja falowa, rozumiem że mają służyć podbudowaniu wiarygodności intelektualnej. Zabrakło mi tu jednak słów "fizyka kwantowa", które są najczęściej chyba rzucane w takich sytuacjach. Jako że użył Pan w odniesieniu do mnie niehonorowych zagrywek, mogę powiedzieć że kościół ma swoją jedną główną cnotę, tj: pieniądze. Zawsze powtarzam, że jeżeli Jezus naprawdę istniał i obserwuje nas teraz "z góry", to nie może wyjść z podziwu jak najpiękniejsze idee niesione przez niego w przeszłości, zostały przekute w plugawy, zacietrzewiony twór, którym jest dzisiaj kościół. Oczywiście, jeżeli istniał, bo wierzenie w bajki pochodzące sprzed dwóch tysięcy lat jest równie logiczne, jak wiara w "latającego Boga spaghetti", z tym że ta druga religia nie jest tak kancerogenna jak pierwsza. Inną różnicą jest również to, że ta pierwsza z uwagi na historyczne animozje, jest tłoczona do głów kolejnych pokoleń w o wiele większej skali, ale jakże pozytywnie śmieszne byłoby to, gdyby cała zahukana Polska wierzyła dzisiaj w latającego Boga spaghetti. Taka wizja alternatywnej rzeczywistości wydaje się o wiele sympatyczniejsza od obecnie zastanej.
Szanowny Panie, czy my się spieramy o istnienie cnót kardynalnych?
Wolałbym nie, bo w świecie bez cnót nie ma cnoty bycia artystą, czyli cnoty robienia filmów.
Artysta zrobił film „Ja, Daniel Blake”. Takich wymyślił bohaterów i takie przydzielił im sytuacje życiowe. Nie warto po tym bazgrać. Tak samo nie warto podchodzić do opisu świata bez poznania ugruntowanych pojęć stanowiących cnoty kardynalne nauki. Przestrzeń Hilberta jest dziwnym tworem kardynalnym w którym rozgrywa się spektakl realizowany przez półprzewodniki zainstalowane w komputerach. Trzeba ten twór znać, aby wiedzieć, czy półprzewodniki zbudowane na kryształach tellurku kadmowo-rtęciowego będą lepsze od tych krzemowych. Nieznający przestrzeni Hilberta mogą tylko pleść bzdury o starożytnych komputerach, czyli bazgrać po historii cywilizacji.
Z tym kościołem daj pan sobie spokój.
Zarówno kościół jak i Loach zasługują na bardziej cnotliwych krytyków. Pani Monika przyjęła spolegliwie różnicę poglądów, którą zasygnalizowałem pół roku temu. Dlatego powiem o niej: święta Monika.