PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=427379}

Jaśniejsza od gwiazd

Bright Star
6,7 16 448
ocen
6,7 10 1 16448
7,1 12
ocen krytyków
Jaśniejsza od gwiazd
powrót do forum filmu Jaśniejsza od gwiazd

Lubię spokojne, refleksyjne kino. Cenię sobie dobrą poezję. Z ideą romantyzmu od zawsze było mi po drodze. Jednak ten film jest tak przeładowany tymi trzema cechami, że pozbawia go to wielowymiarowości, a przez to wiarygodności. Nie wątpię, że historia Keatsa i F. Brawne była ciekawa i godna ekranizacji; po prostu według mnie została przedstawiona w strasznie rozmemłany sposób. Żadna ilość poezji nie wyniesie filmu na wyżyny, jeśli jest on zwyczajnie kiepsko zrobiony i zagrany. Niemniej jednak doceniłam piękne ujęcia i niezłą grę Cornish. Gdyby Wishaw dotrzymywał jej kroku, oceniłabym film pozytywniej. Uważam jednak, że był nad wyraz nijaki a jego gra zupełnie nieprzekonywująca... Najgorsze jest jednak to, że nie dość, że nie dało się wyczuć między tym dwojgiem jakiejkolwiek chemii, to zarówno oni, jak i reszta postaci była tak słabo zarysowana, że nie tylko utrudniało mi to wczucie się w ich położenie, ale było mi wręcz obojętne, jak potoczą się ich losy. Już po pół godzinie miałam nadzieję, że w parę osób walnie piorun lub kogoś potrąci dyliżans. Jedynie Brown nieco się na ich tle wyróżnia.
Do tego skąpa oprawa muzyczna, co przy tak bezbarwnym obrazie jest dużym minusem.
Oglądając jakikolwiek film mam też nadzieję, że będzie mi dane zobaczyć czas i miejsce, w jakich przyszło bohaterom żyć oraz ich stosunek do nich - niezależnie, czy jest to XIX-wieczna Anglia czy współczesny Bangladesz. Tutaj poza paroma kieckami nie zobaczyłam jednak nic.

Dodatkowe małe plusy za motyle, rozmowę podczas pożegnania i ostatnią kwestię Cornish.

To tylko moja subiektywna opinia, więc proszę mnie nie linczować - rozumiem, że komuś film mógł przypaść do gustu. Nie rozumiem jedynie ocen 10 i 1, bo ta produkcja nie jest ani arcydziełem, ani stolcem. To taki trochę obraz o niczym - tak, traktuje o romansie, ale nie ma tu żadnego punktu odniesienia, żadnego motywu przewodniego, żadnego przesłania. Domyślam się, że Jane Campion celowo pominęła wszystkie poboczne wątki, by skupić się jedynie na związku Keatsa i Fanny, jednak uważam, że środki, jakich użyła, nie były wystarczające, aby oddać naturalność ewoluującego uczucia, przez co większość scen przypomina zebrania kółka recytatorskiego. Jeśli ktoś zaczytuje się w poezji, nałogowo ogląda filmy kostiumowe lub zmaga się z bezsennością, jest to pozycja, którą warto zobaczyć. W innych przypadkach spokojnie można sobie odpuścić.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones