wręcz archaiczny to film (w stylu lepszej "GLORII" Johna Cassavetesa), ale warto dla BRIDGET FONDY oglądającej swego tatę, PETERA w telewizji.
No i dla niezawodnego MICHAELA KEATONA i jego cyrkowych wygłupów ze wskakiwaniem na krzesło w sali przesłuchań.
To jednak za mało, by wystawić filmowi pozytywną opinię. Zwyczajnie byle jaki film.
Nie.
Dlatego, że jest realizacyjnie starszy od wspomnianego wyżej filmu Johna Cassavetesa (bodaj z 1980 roku).
Wyraźnie ustępuje też klasykom z PAM GRIER to jest znakomitej "COFFY" i fajnej "FOXY BROWN".