Dziwne, że w kontekście śmierci w TT ktoś wspomina Le Mans, a nie Simoncelliego. Le Mans to zupełnie inny wyścig, polegający na czymś innym, na maszynach kompletnie innego typu.

Nie oglądam Moto GP, słyszałem o jego śmiertelnym wypadku, ale nie przyszło mi to do głowy. Ale fakt, lepszy przykład.

Żeby zginąć w wyścigowym aucie, musi to być naprawdę katastrofa i mega zbieg tragicznych okoliczności - kierowca jest "zamknięty" w stalowej klatce, ma cztery koła które trzymają się ziemi - na motorze... brak stalowego pudełka "wyłożonego" klatką bezpieczeństwa, tylko dwa koła (a na wsypie Man często tylko jedno!) i KAŻDY dzwon kończy się źle... a wiele tragicznie. Ryzyko jest potężne, Oni zdają sobie z tego sprawę, ale fakt faktem że o "ich" wypadkach nie jest wcale głośno w mediach itp. Tak jakby to było wkalkulowane (i chyba jest) w takie wyścigi... Z jednej strony przykre, z drugiej Oni sami (w filmie też) nie robią z tego "końca świata". Wiedzą co jadą, wiedzą że przekraczają granicę, wiedzą że jadąc na granicy może się to skończyć dzwonem i ...śmiercią. To jest inny świat, a Gut jest najlepszym przykładem "szaleńca":)