Jeden z najgorszych filmów jakie widziałem, chaotyczny, niespójny, niewyraźne dialogi. Pomimo znajomości książki, ciężko się połapać o co chodzi ...
Młody widz, który książki nie zna, mógłby pomyśleć, że waleriana, która gdzieś tam mignęła ze dwa razy, to pewnie jakieś lokowanie produktu. Zapach jaśminu zaś chyba w ogóle się rozwiał.
Cisza. W takim razie ja rozwinę. Co do głupka najpierw, u Niziurskiego Kadryll i Nieszczególny byli przecież przebiegli, a mimo to groteskowi, to w imię filmowej konwencji zrobiono z nich głupków w rodzaju Harry'ego i Marva ("Kevin sam w domu"). Przede wszystkim zaś, skróty i zmiany w tych postaciach dotyczą też waleriany i jaśminu, które w książce są znakiem rozpoznawczym tych oszustów, w ekranizacji natomiast pojawiają się tak migawkowo i chaotycznie, że w dzisiejszych realiach i bez znajomości książki mogłyby być uznane za lokowanie produktu. Tyle.
i jeszcze zapach benzyny używanej do uporczywego czyszczenia - czego? - zdradzał nie będę, fani powieści wiedzą, a ciekawi powinni doczytać. A wracając jeszcze do powieści - książka zawiera mnóstwo takich smaczków, wiele pełnych humoru dialogów, barwne opisy postaci, zabytków, przyrody, czego filmowi zwyczajnie brakuje, pominięto w nim tyle istotnych elementów, że w zasadzie nie wiadomo, o co chodzi i praktycznie wyłącznie czytelnicy powieści są w stanie przebrnąć przez ekranizację bez utraty poczucia sensu i logiki. Tu przypomina mi się znów "Wiedźmin" - tam to dopiero autor scenariusza popuścił wodze chorej fantazji :-). Bez dokładnej znajomości całej prozy Sapkowskiego traktującej o Wiedźminie nie ma najmniejszej szansy poskładania tego do kupy. Tu jest podobnie, choć przyznać trzeba w nieco mniejszym stopniu
Dlatego dedykacja pod koniec filmu brzmi wprawdzie pięknie, lecz niezbyt przekonująco.
Przy okazji zaś, benzyna do czyszczenia to rekwizyt z przygód Marka Piegusa.
Teofil Bosmann I jego czarne rekawiczki. Niezapomniany Mieczyslaw Czechowicz w ekranizacji przygod Marka Piegusa. Jako dzieciak ksiazke przeczytalem kilkanascie razy, serial mam na DVD. Ogladam przynajmniej raz w roku z dziecmi. Cos pieknego. Takie ksiazki I filmy juz nie powstaja. Pozdrawiam.
dokładnie Marek Piegus to było coś. Swoją drogą jestem ciekaw co kierowało scenarzystą, że powstały takie rozbieżności, podejrzewam, że nie czytał prozy młodzieżowej tamtych lat, lub po łebkach i nie załapał tych "smaczków"...
rzeczywiście, gdyby reżyser trzymał się dokładnie książki byłby super film a tak to jest kicha, sztuczna kicha, nie spodziewałam się, że będzie aż tak tragicznie :-(
Żenująco niski poziom. Nie obejrzałam do końca, bo to jakaś męczarnia. Książka była milion razy ciekawsza, a tutaj? Żałosny Mecwaldowski z jeszcze bardziej żałosnym Karolakiem.
Zgadzam się ze skoro w większości postawiono na anonimowe twarze to można bylo podarować sobie Karolaka, Mecwaldowskiego i chyba też Kalusa (choć wyszedł dobrze w roli). Ale jednak oglada się to dobrze (widziałem tylko drugą polowę filmu), osobiście jestem fanem takich przygodówek z szukaniem skarbu.
Nie wiem jak się to ma do wierności z powieścią bo nie czytałem.
Na pewno na mistrzowskim poziomie była muzyka w tym filmie, reszta faktycznie lekko kuleje, zwłaszcza montaż. Tak czy inaczej film na plus
dlatego polecam - to była książka mojego dzieciństwa i stała pozycja cowakacyjna obok "Dzieci z Bullerbyn" i "Siódmego wtajemniczenia" :-)
Tak jak mówiłem nie czytałem, wiec nie mam porównania ;)
Natomiast też mam taką zasadę, najpierw film później książka ;)
Zasada zasadą ale nie każda książka ma swoją realizację w filmie. Bardzo czekałem na realizację sposobu na Alcybiadesa. Zobaczyłem i zapłakałem. Chciałbym jeszcze obejrzeć awantury kosmiczne i ewentualnie siódme wtajemniczenie ale boję się że będzie tak spłycone że może lepiej żeby się do tego nie dotykali.
Z książek o panu samochodziku najlepiej wypada część Pan samochodzik i templariusze. Też jest duża zmian i nieścisłości ale to i tak dużo lepiej niż w którejś części jakieś laser jakieś latające samochody. Może jeszcze straszny dwór. Też nie było to mistrzostwo świata ale dało się jeszcze oglądać.
Piszę głosem i nie zawsze wszędzie tam gdzie powinny być wielkie litery są wielkie litery.
Myślę że to dobra zasada żeby najpierw oglądać film a potem czytać książkę. Dokładam ostatnio jasona Borna odnośnie tożsamości. Czytałem zupełnie coś innego niz widziałem.
To fakt nie każda książka na swój filmowy odpowiedni ;)
Natomiast właśnie dlatego mam taką zasadę, żeby się tak mocno nie rozczarować - Dlatego zapewne z tąd moja ocena na piątkę czyli średni, a nie nieporumienienie albo bardzo zły ;)