Po opiniach spodziewałem się znacznie, znacznie więcej. Aż dziw bierze, że tyle osób oceniło go jako genialny film.
"The Breakfast Club" jest bardzo prosty, wręcz naiwny. Może w porządku dla dzieci w wieku co najwyżej gimnazjalnym, ale on jest kierowany do młodzieży na poziomie szkoły średniej. Wkurza mnie to, że bohaterzy zachowują się jakby świata nie widzieli. Wyolbrzymiają swoje problemy, wydaje im się, że są ofiarami swoich okropnych rodziców. Kiedy jeden chłopak, ze łzami w oczach opowiada o tym, że dostał jedynkę i całe jego życie legło w gruzach, a reszta jest tym faktem poruszona to aż mnie krew zalewa. Wszyscy próbują na siłę pokazać jakie to wielkie mają problemy, chociaż oprócz Johna tych problemów właściwie nikt tutaj nie ma.
Wszystko sprowadza się do czegoś takiego:
- "Jejku, ale ja mam źle..."
- "Och jej, och jej, opowiedz mi o tym."
- "Nie, daj mi spokój, co ty możesz wiedzieć o problemach".
- "Blablablabla"
- "Blablablabla, to przez rodziców, nie dają mi żyć".
- "Mam to samo, bla bla, rodzice, bla bla, szloch, szloch".
No nie wiem, dla mnie ten film to abstrakcja. Wygląda jak jakiś naiwny film edukacyjny do puszczania w szkole. Do mnie kompletnie nie trafia.
mnie też to dziwi. ten film jest ok, ale skąd taka wysoka średnia? postaci uczniów są zbudowane na stereotypach, i chociaż sami piszą do nauczyciela, że nie podoba im się, że ich szufladkuje, widz też patrzy na nie w ten sposób. buntownik oczywiście musi mieć długie włosy, dziwna jest dziwna, więc je dziwne kanapki, a jedynym problemem nerda jest jedynka z prac ręcznych. film ogląda się przyjemnie, ale nie jest niczym odkrywczym i błyskotliwym, raczej zamyka umysł widza niż go otwiera
cytuję: "Wszyscy próbują na siłę pokazać jakie to wielkie mają problemy, chociaż oprócz Johna tych problemów właściwie nikt tutaj nie ma. "
No rzeczywiście, bo jeśli rodzice nie biją swojego dziecka, to są super, wspaniali, nic tylko wzór dla innych. Rodzice którzy od ciebie wymagają żebyś spełniał ich własne marzenia, albo rodzice którzy w ogóle się tobą nie interesują i nawet się do ciebie nigdy słowem nie odezwą, albo rodzice, którzy chcą żebyś był idealny, albo rodzice, którzy dają ci do zrozumienia, że nie jesteś taki jakim sobie ciebie wymarzyli.... to są dobrzy rodzice? Prowizorycznie normalni rodzice tak naprawdę mogą krzywdzić swoje dziecko świadomie, bądź nie, ale jeżeli dziecko mówi, że ma problem, to NIGDY, ale to NIGDY nikt nie ma prawa tego podważać.
Ja też nie rozumiem tego zachwytu, ten film nie wnosi niczego szczególnego, praktycznie cały czas wieje nudą.
Zgadzam się z waszymi opiniami ,chociaż mnie najbardziej denerwował fakt ,że postacie wyzywały się ,po to by zaraz sobie pomagać ,a następnie znowu poniżać. Tak się nie dzieje w normalnym życiu (a to chyba reżyser chciał pokazać). Uważam ,że lepiej by było jakby postaci przekonywały się do siebie stopniowo.
W dodatku wszyscy byli niezwykle irytujący i przerysowani.
" postacie wyzywały się ,po to by zaraz sobie pomagać ,a następnie znowu poniżać. Tak się nie dzieje w normalnym życiu"
Czyli w twoim świecie nikt z nikim się nigdy nie pokłócił a później pogodził?
"Uważam ,że lepiej by było jakby postaci przekonywały się do siebie stopniowo."
No przecież tak właśnie było, a chociażby ostatnia scena w pomieszczeniu gdzie był zamknięty Bender wyjaśnia, że czuł coś do Claire (jego wcześniejsze zachowanie to była maska)
"W dodatku wszyscy byli niezwykle irytujący i przerysowani"
Lata 80, film, aktorzy... etc. Dla mnie to nie wada (5 zupełnie różnych osób, na tym się opierał cały film).
Jeśli już analizujesz problem tego filmu MUSISZ wziąć pod uwagę, że akcja toczy się w ameryce, gdzie dzień w dzień nastolatki w szkołach są szufladkowane, przez pryzmat grup społecznych. stereotypowe postacie miały być stereotypowe by pokazać widzom, że mimo różnic aż tak się nie różnią. Co do problemów tych uczniów zgadzam sie z hultajką.