Niezależnie od pewnych cukierkowych skrótów scenariuszowych nieco w stylu fabuły kina familijnego, zdecydowanie obejrzeć warto, bo historia to wzruszająca i budująca:
1. o otrzymywaniu od życia drugiej szansy...
2. o tym, by się nie poddawać, co przejmująco autentycznie wyśpiewuje główny bohater w obliczu prawdziwych przeciwności losu...
2. o naszym życiowym poobijaniu, które potrafimy przemóc dzięki wsparciu innych - miłości naszych cudownych zwierząt, bądź życzliwości innych homo sapiens (które nadal szczęśliwie się zdarzają)
3. i gdzieś w tle... o tym, jak czasem "niepozorne" epizody życia jak rozwód rodzica, mogą doprowadzić do emocjonalnej ruiny ich wrażliwe dzieci...
Warto też wsłuchać się w teksty piosnek wyśpiewywanych przez głównego bohatera - bezpretensjonalne podsumowanie niektórych życiowych prawd...z ust tak doświadczonej osoby, jak pierwowzór tej postaci, brzmią bardziej przekonująco niż niejeden bestselerowy poradnik motywacyjny life coachingu.
Feel-good movie z przesłaniem. Do obejrzenia :)
Popieram w całej rozciągłości! Ja tez odebrałam ten film jak taki o wrażliwcach, którym czasem los przychylnie da drugą szansę. Wzruszające kino, fakt. No i tek kocurek! :)
Te piosenki były rewelacjne. Ogólnie bardzo czekałam na ten film, i nie zawiodłam się. Mimo że nie przepadam za kotami, slodkawymi historiami itd to film obejrzałam z taką przyjemnością ze aż słów brak :)
Te piosenki były wisienką na torcie, przyjemnie się ich słuchało podczas i już po filmie, szczególnie Don't Give Up albo Satellite Moments w wersji z orkiestrą :)
Czy film kończy się dobrze? Tzn kot nie umiera?
Przepraszam, że tak prosto z mostu ale muszę wiedzieć.
Kotek zdecydowanie ma się dobrze, też w realu, bo w filmie grał go pierwowzór :) Wszyscy żyją, a film kończy się zdecydowanie budującym happy endem :)