Hura! Nie jest gorzej niż w części drugiej! Nie znaczy to jednak, że jest lepiej, jest równie kiepściutko, tym razem z innych powodów. Na pewno więcej się dzieje. Ba, powiem nawet, że dużo za dużo. W zasadzie grubo ponad trzy czwarte filmu to okładanie się po mordach. Problem w tym, że to okładanie się nie tylko jest zrealizowane w lwiej części (z paroma chlubnymi wyjątkami) wyjątkowo słabo i drętwo, do tego nie ma najmniejszego sensu, działa na zasadzie każdy z każdym. To jest właśnie największa bolączka tego filmu, zupełny chaos. Wszyscy walczą ze wszystkimi, sam Mathayus tłucze po łbach koniec końców wszystkie strony konfliktu. Muszę przyznać bez bicia, że koniec końców nie całkiem połapałem się, o co w ogóle rozchodził się cały film, skąd cały konflikt i wojna. Do tego wyjątkowo słabo wypada część humorystyczna filmu, jest wyjątkowo słaby i wymuszony, zwłaszcza na początku kloaczny, na poziomie durnych młodzieżowych komedyjek. No i sam Con... Pardon, Król Skorpion, wypada kiepsko. Johnson do wybitnych aktorów nie należy, koniec końców przecież takowym nie jest, ale i tak wypada w pierwszej części dużo lepiej niż Webster w trzeciej. A sygnowanie filmu nazwiskiem Perlmana jest mocno przesadzone, pojawia się raptem na pięć minut filmu. Tak czy inaczej jest kiepsko, ktoś tu naczytał się za dużo prozy Howarda i postanowił stworzyć podobnego bohatera. I mu nie wyszło, już lepszy jest nawet niedawno nakręcony 'Conan'.