Moim zdaniem, amerykańska wersja, jest lepsza. Biorąc pod uwage aktorów, którzy grali w tym filmie: Demi Moore, Miley Cyrus, Douglass Booth z francuskiej wersji nie znamłam nikogo. Aktorzy ogółnie byli ładniejsi. Muzyka była genialna w obu filmach. Co nie podobało mi się w francuskiej wersji, że było tam wszystko na siłe robione.
Zgadzam się, ale możliwe, że dlatego jako pierwszą obejrzałam wersję amerykańską, która bardzo, ale to bardzo mi się spodobała. Na pewno Miley i Douglass mieli w sobie więcej uroku niż ich francuscy odpowiednicy.
Nie oglądałem filmów ,ale jeśli uważasz ,że Cyrus , Moore czy Booth to dobrzy aktorzy, a nie znasz Sophie Marceau to świadczy o tym że niestety nie specjalnie znasz się na kinie. Możliwe ,że spowodowane jest to Twoim, jak mniemam młodym wiekiem, ale musisz mieć świadomość że masz złe przeświadczenie. Pozdrawiam ;)
A Sophie Marceau nie znasz? Dziwne. Poza tym co to za pomysł, żeby oceniać film na podstawie tego, że się zna aktorów i że są ładniejsi...?
Ja tam wolę francuską wersję. To właśnie ona mi się wydaje bardziej naturalna i realistyczna. Aktorzy sympatyczni, mniej "gwiazdorscy", bardziej ludzcy. No i urocza Christa Theret, a nie Miley Cyrus z tymi jej wiecznie wydętymi wargami.
To dziwne. Amerykańskie "LOL" jest niemal klatka po klatce skopiowane z francuskiej wersji, a jednak jest w nim coś, co sprawia, że to już tylko kolejna komedia o nastolatkach - a nie, jak w przypadku oryginału, przyjemny, mądry film o dorastaniu i o więzi matki z córką (której w przypadku Cyrus i Moore się jakoś nie czuje). Tylko ja mam takie odczucia?
Czy Amerykanie muszą spieprzyć swoimi "remakowaniem" każdy ciekawszy film europejski, azjatycki czy jakikolwiek...?
Zgadzam się w 100% :) też już na jakimś forum pisałam, że w amerykańskiej wersji nie czuć tej więzi matka-córka... w ogóle mam takie same odczucia. I mimo wielu niepochlebnych opinii na temat francuskiego kina, ja bardzo je lubię :)
mam dokładnie takie samo zdanie :) amerykańska wersja ok,ale francuska o wiele bardziej mi się podoba.
Moim zdaniem francuska wersja jest dużo lepsza. I nie chodzi tylko o dobór aktorów i ich grę - w Lol'u z 2008 wszystko jest bardziej realne, naturalne... no i tutaj tytułowa Lola jest zwyczajną dziewczyną - w przeciwieństwie do amerykańskiej odpowiedniczki. Żadnego fancy-szmancy ;)
Zgadzam się. Bo chociaż amerykańska wersja może wydawać się bardziej "nowoczesna", to jednak nie ma już tego uroku, który posiada francuska wersja. Nie mówię, że amerykańscy aktorzy są słabi, ale po prostu nie nadają się do tego typu produkcji. Nie mają takiej klasy jak francuscy aktorzy. Poza tym, francuską Lolę uwielbiałam, tą amerykańską... Cyrusowską... nie bardzo.
Dokładnie! Francuska wersja- bardziej przekonujący aktorzy, pierwowzór, samo to, że w amerykańskiej wersji scenariusz jest jakby przekalkowany. Tylko szkoda, że ta niezmiennosc nie występuje w postaci gry aktorskiej, moim zdaniem Demi i Cyrus wysiadają przy Sophie Marceau i Christ'cie Theret. Wygląda to tak, jakby prywatnie się nie lubiły, były zdystansowane do siebie i pokazują to w filmie.. to trochę świadczy o aktorach, jeśli tak jest, a jeśli bez powodu zagrały tak "płytko", bezpłciowo, to jeszcze gorzej o nich świadczy.
No i ta sztywna narracja w wydaniu Miley... Tragedia jak dla mnie.. Myślę, że wiele osób lubiących bardziej am wersje, widziało ją jako pierwszą, znają już historię, więc francuska wersja nudzi.
Kiedyś ktoś napisał na jednej ze stron pod filmem, że ta wersja francuska to słaba podróba, i że ten scenarzysta francuski, to jakiś jełop.. no niestety. W obydwu wersjach występuje jeden scenarzysta, w amerykańskiej wersji w duecie z kimś-w duecie, który nic nie wniósł, bo scenaiusz jaki był, taki pozostał... :/
a moim zdaniem odwrotnie. Demi Moore była taka irytująca w tej roli, robiła miny jakby miała się zesrać! A amerykańskiej tez zmienili kilka scen, które urzekły mnie we francuskiej wersji. Francuska wersja była bardziej realna, aktorzy wyglądali na licealistów, ubierani byli w normalny sposób, jak każdy ubiera sie na co dzień.
Które sceny w wersji francuskiej cię urzekły? :) Mnie urzekło naprawdę bardzo wiele. Dowód na to, że i film o zakochanej nastolatce, przeżywającej młodzieńczy bunt, może być na poziomie.
strasznie poodbała mi się scena ich pierwszego pocałunku na tej imprezie oraz gdy po imprezie mama wraca i się kłócą a Lola "cała palisz jonity" i mina jej matki nieziemska ;p, jak matka ją policzkuje w samochodzie i mówi coś w stylu "opisz to w pamiętniku kretynko", bo było takie prawdziwsze niż tamto jak córka wybiegła z samochodu. o i jeszcze jak jadą autokarem to fajne było to, że ten były loli siedział z tą blondynka. a w wersji amerykańskiej jakby go wszyscy wyklęli z wkipy, bo ją zdradził. a tam było to prawdziwsze. ok, zdradził ją, ale nadal jest tym samym człowiekiem, którego znamy i lubimy. i w wersji amerykańskiej całkowicie pominęli związek tego chłopaka z afro i tej dziewczyny chyba sophie? nie było o nich nic!
A ja uwielbiam piosenkę, którą chłopak Loli śpiewa na koncercie. "Little sister" się nazywa chyba. Jest śliczna. Ta z wersji amerykańskiej dużo słabsza.
to ze "nie znasz" aktorow nie oznacza ze film jest gorszy. jak dla mnie ma wiekszy klimat dzieki temu bo nie odbierasz filmu wzgledem zycia prywatnego gwiazd ,tylko masz historie w ktorasie wkrecasz na maxa .
Zgadzam się absolutnie. Jest wiele pozycji, które bardzo cenię i które są pochodzenia innego niż "made in USA" gdzie nie zobaczy się sław z pierwszych stron brukowców i tabloidów i plotkarskich portali. Może właśnie ta względna anonimowość aktorów w nich grających sprawia, że bardziej wczuwamy się w postać zaprezentowaną nam na ekranie, odbieramy ją jako bardziej realistyczną, bliższą nam, a tym samym łatwiej nam się z nią utożsamić czy odebrać jako wiarygodną i naturalną historię przez nich zaprezentowaną. Nie oglądałam wersji amerykańskiej, ale trudno mi uwierzyć, że czyjakolwiek gra w remake'u może być swobodniejsza, naturalniejsza czy bardziej realistyczna od którejkolwiek zaprezentowanej przez francuskich aktorów w pierwotnym "LOLu" (mowa tu o wersji z 2008r.)... Dla mnie ich gra była tak bliska realizmowi, że czułam się jakby była to moja własna historia, lub też historia z mojego najbliższego otoczenia, historia która nie wjeżdża we mnie z impetem, tylko w którą swobodnie się zanurzam.. Naturalne jak poranne wyjście do sklepu po bułki ^^
Ciekawi mnie jak poradzili sobie z tym Amerykanie, przy wolnej chwili obejrzę dla porównania.
jak cieszy mnie fakt , że są jeszcze normalni ludzie :P idealnie to ujęłaś:) wyłączyłam to "cudo" po 10 minutach chyba ,nie mogłam zdzierżyć obsady.
Po Twojej wypowiedzi wnioskuję, że masz trochę więcej latek niż autor tego tematu, który musi chyba troszkę dorosnąć do kina "nieamerykańskiego". To nie jest zarzut, sama jeszcze kilka lat temu jarałam się troszkę innym kinem niż w tej chwili, ale po obejrzeniu kilku setek filmów, mój gust filmowy diametralnie się zmienił. Osobiści gustuję w kinie skandynawskim, a francuskie ubóstwiam. Nie oglądałam jeszcze filmu "LOL" w żadnej wersji, ale strzelam w ciemno, że francuska bardziej przypadnie mi do gustu, bo: a) Demi Moore i Miley Cyrus to nie jest to co tygryski lubią najbardziej, b) kino francuskie to bardziej mój klimat niż amerykańskie super produkcje c) Sophie Marceau (piję do autora tematu jakby ktoś nie zczaił, który docenia aktorów za ich urodę, o LOL!).
Pozdrawiam :)))
Wchodzę na forum amerykańskiej wersji tego filmu i wszyscy piszą, że francuska wersja lepsza, a na francuskiej, że jednak amerykańska. I już sam nie wiem, którą najpierw obejrzeć.
Najpierw oglądałam francuską i przed amerykańską miałam opory - I film mnie jakoś mocno nie porwał, aktorzy momentami wydawali się bez wyrazu, jakby po prostu czytali swoje kwestie, w ogóle nie wczuwając się w sytuację bohaterów. W końcu jednak się przekonałam do obejrzenia wersji amerykańskiej i nie żałuje, bo moim zdaniem jest lepsza. Mimo że wszyscy są piękni i bogaci jak to w amerykańskich filmach, wydaje mi się, że aktorzy po prostu lepiej wczuli się w swoje role. Nawet Miley mnie przekonała, chociaż do jej filmów podchodzę z dystansem, stereotyp gwiazdki disneya robi swoje. I oczywiście zawodowa Demi Moore, która w rolę Anne oddała dużo lepiej niż Marceau. Poboczne postacie w amerykańskiej wersji też były bardziej wyraziste, tutaj wydaje mi się to bardziej skupione na dwóch głównych bohaterach, reszta jest tylko dużo mniej znaczącym tłem i zwyczajnie ich w filmie brakuje.
Także jeśli mam polecać którąś wersję - polecę amerykańską, chociaż francuska zła nie jest.
Koniecznie nadrobię dzisiaj i obejrzę wersję francuską żeby mieć porównanie, ale muszę powiedzieć, że mi się amerykańska wersja bardzo podobała. Ciekawa jestem tej relacji matki z córką o której tak piszecie we francuskiej wersji bo w moim odczuciu bardzo było widać tę więź pomiędzy Moore i Cyrus. Swoją drogą nie skreślajmy od razu filmu przez Miley, całkiem niezła z niej aktorka, mi się podobała już w "Ostatniej piosence", to nie grzech, że była gwiazdą Disneya i grała Hannę Montanę, niektórzy aktorzy gorzej zaczynali :D
Lecę szukać francuskiej wersji i chętnie się włączę aktywniej do dyskusji po jej obejrzeniu :)
Ok obejrzałam francuską wersję nastawiona na prawdę optymistycznie bo uwielbiam francuskie kino, ale w porównaniu do wersji amerykańskiej mi się nie podobała :(
Brakowało mi jakiejkolwiek chemii pomiędzy Lolą i Maelem.
Więź między matką a córką o wiele lepiej było widać w amerykańskiej wersji.
Ogólnie dialogi w większości wydawały mi się wymuszone i wyrecytowane a nie odegrane z prawdziwymi uczuciami ( to samo zdarzało się w amerykańskiej wersji ale nie tak często wg mnie).
A nawiązując jeszcze do wyglądu aktorów, nie oceniam filmu po ich wyglądzie broń boże, ale w amerykańskiej wersji to był miły dodatek, że panowie byli przystojni a panie ładne i było na co popatrzeć, we francuskiej wersji podobała mi się jedynie Stéphane.
Przepraszam, ale Twój komentarz jest tak naiwny, że śmiałam się pół godziny. Nie obraź się, na prawdę. Czytało się to jakby napisała to 11letnia dziewczynka.