Rozpoczynam wycieczkę po kinie Almodovara i to mój przystanek numer 1. Mam cichą nadzieję że do końca roku uda mi się zobaczyć całą filmografię.
Początek jest zachwycający. "Labirynt namiętności" przypomina żonglerkę postaciami jaką praktykował Altman. W kilka minut poznajemy całe mrowie bohaterów oraz ich obsesje, fobie, pasje i marzenia. Naturalnie Pedro postara się by wszystkie miały związek z jednym...
Niestety w połowie filmu wątki się ze sobą zlewają w wielką historię miłosną. "Labirynt..." sporo traci gdy skupia się na dwójce bohaterów, zbywając krótkim komentarzem resztę. Humor nie zawsze jest wyszukany (wśród rekwizytów pojawią się środki przeczyszczające oraz dilda), a nadmiar kiczu sprawiał że czasami miałem wrażenie iż oglądam telenowelę. Bo miłość jest tu tak samo płaska jak w brazylijskich serialach.
Doceniam Scenariusz, który roi się od popkulturowych smaczków, oraz nie gubi się w gąszczu wątków, gwarantując domknięcie ich wszystkich. Do rewelacji jednak daleko. Pora więc kontynuować wycieczkę i szukać dalej perełek.
Piszesz w kontekście filmu, że początek Twojej przygody z Almodovarem był zachwycający, kawałek dalej że do rewelacji daleko i dajesz 5 gwiazdek. To jak w końcu jest? ;)
Od razu powiem, że filmu jeszcze nie widziałem, sam dzisiaj zabrałem się za twórczość Almodovara i lecę chronologicznie. Jak na razie bez zajawy, bardzo przeciętnie ("Pepi, Luci, Bom...").
Jest tak jak napisałem: pierwsze 30 minut jest świetne, później poziom spada i film robi się średni.
Niestety, utknąłem na "Złym wychowaniu" i jakoś nie zabrałem się za "Volvera". Ale skoro padło to pytanie, powinienem się wziąć za resztę, w końcu już niewiele zostało :)