Oczywistym było, że Stallone nie pokaże nic. No może poza dobrze zachowaną muskulaturą.
Od De Niro też nie domagałem się jakiejś dobrej gry i tak też było. Przy ekranie jedynie utrzymywał mnie Alan Arkin. Mam wrażenie, że tylko on dostosował się do poziomu scenariusza. Nie silił się i być może dzięki temu tak świetnie wypadł.
Ot taka naiwna, amerykańska komedyjka. Nikomu nie polecę, ale też i nie odradzę