jak Soren wlatywał w głąb tego deszczu < uczył się.. sorki niewiem jak to inaczej nazwać > . A poza tym świetna grafika filmu oraz muzyka.
Lot Sorena przez ogień, bez dwóch zdań.
Połowa braw za tą scenę należy się jednak genialnej muzyce Dead Can Dance z 1988 roku. Utwór The Host of Seraphim jest tak przejmujący i sugestywny, że już nie raz pojawiał się w filmach.
Dodatkowe ciarki przechodzą, gdy dotrze do nas oczywisty cytat z Gwiezdnych Wojen. Zresztą cała postać Ezylryba to wypisz wymaluj stary Ben Kenobi.
I to jest niestety gorzkie podsumowanie całego filmu: mistrzowskie korzystanie z klasyki popkultury, za to gorzej z oryginalnością...
Do tego Snyder przy tej właśnie scenie posłużył się nie lada nawiązaniem do samego utworu.
"The Host of Seraphim", utwór użyty podczas ognistej sceny, znaczy dokładnie "Chór/Zastępy Serafinów". Gdyby ktoś nie wiedział Serafiny to istoty biblijne, ze Starego Testamentu (Izajasza) i mnóstwa apokryfów. Najbliższe Stwórcy, płoną i podkreślam PŁONĄ miłością i chwałą. Sama nazwa Serafin, pochodzi od hebrajskiego Sarap czyli płonący.
Zatem dostajemy nawiązanie idealne : Skrzydlata sowa (pióra, skrzydła, lot) - Buchający wielki ogień i PUF! mamy Zastępy Serafinów.