Ciekawa sprawa jest z "Lewym brzegiem", bo pierwsza jego połowa, to tak naprawdę film o niczym, a mimo to ani trochę mnie nie nudził. Mamy tu młodą kobietę, która doznaje kontuzji i nie może dalej brać udziału w zawodach. Poznaje faceta, trochę imprezują, trochę się włóczą tu i tam i to w zasadzie tyle. Potem dowiadujemy się o pewnym rytuale, zaginionej dziewczynie i dziurze w piwnicy i jakoś nabiera to tempa.
Generalnie największą robotę odwala tu klimat i zdjęcia, jest szaro i ponuro, a do tego ta gildia i niezłe zakończenie, choć nie było niczym nowym.
Film dla tych, którzy bardziej stawiają na specyficzną atmosferę niż akcję.