Mając żonę w ciąży, lizałeś się z nią w samochodzie, zamiast patrzyć na drogę. Geniusz."
Takie moje odczucia po zakończeniu. Zamiast żalu i smutku, czułem jedynie zażenowanie
względem głównego bohatera.
Tzn. nikogo nie obwiniam, bo sam scenariusz jest dobry. Pisałem tylko o swoich własnych odczuciach względem głównego bohatera, świeżo po filmie :) Temat dlatego tak dziwnie brzmi, ponieważ miałem nadzieję na większe zainteresowanie :P
Za to ja, kiedy zobaczyłam jak ten cwany, wciąż pewny siebie Frank tak tam szlocha- też się rozpłakałam. Genialna scena genialnego aktora. Od początku coś wisiało w powietrzu i chociaż już miało się wszystko ułożyć- kara musi być. NIe mówiąc już o tym, że ze wcześniejszych słów Kory można się łatwo domyślić, że teraz Frank pójdzie na stryczek. Uwielbiam ten film.
Ciekawa jestem tej wersji, ja widziałam tylko tę z lat 40tych i tamten Frank moim zdaniem był wyjątkowym niedojdą (tak się zachowywał) był nijaki, bezpłciowy, aż niewiarygodne staje się że taka kobieta się Nim zainteresowała. Ponieważ wiem że jest ta wersja z 81 roku, w której gra Jack - szczerze mówiąc przez cały film próbowałam sobie wyobrażać Jacka w tej roli i... myślę, że idealnie się do Niej nadaje. Obejrzę na pewno jak tylko będzie gdzieś grany. Problem z tym że wersję z Jessicą i Jackiem grają zazwyczaj o takich porach że nijak się nie mogę do niej dorwać.
Obejrzyj koniecznie, wersja z lat 40 jest beznadziejna, nawet jak na ówczesne kino. Wersja z 81 to mój ulubiony z wszystkich filmów.
"wersja z lat 40 jest beznadziejna, nawet jak na ówczesne kino"
Hmmmm... Aż żal czytać takie aforyzmy. :P