6/10 Film trochę bez sensu. Zwłaszcza początek. Ja się pytam DLACZEGO NA SAMYM
POCZĄTKU POWIEDZIELI, ŻE ONA UMRZE??? BEZ SENSU!!! Facet zachowywał się głupio...
Cholera, jak ktoś ma białaczkę, to mówi się to tej osobie, a nie czeka, jak umrze! Do dupy. Albo
powiedzcie mi, czy jak ktoś nie może mieć dzieci, to daje się tej osobie nadzieje i specjalnie
próbuje?? To jest naprawdę głupie... Podczas tego filmu się nie popłakałam, chociaż
jestem akurat bardzo wrażliwa, jeśli chodzi o filmy. Mówili mi też, że to największy wyciskacz łez
wszechczasów...Chyba z dupy. Już na ,,Kod Merkury" pod koniec łzy same poleciały... (polecam film ;)) W
każdym razie... film trochę głupkowaty...
Wiem, wiem. Film kręcony w latach 60/70...
Czemu na samym początku powiedzieli, że Jennifer umrze? Taka była konwencja tego filmu. Reżyser miał pomysł na taką kompozycję klamrową, więc ją zrealizował i akurat to związanie początku i końca filmu było, moim zdaniem, bardzo fajnym pomysłem, skłaniającym do refleksji. Dzięki temu, że mieliśmy pewną świadomość, co się wydarzy, mogliśmy bardziej skupić się na odczuciach bohaterów, natomiast mniejszą uwagę zwracać na akcję filmu. Co do pozostałych kwestii - przecież to lekarz doradził Oliverowi, by ten zachowywał się normalnie. Niezbyt mu to wychodziło, ale spróbuj jakoś zrozumieć jego zachowanie - był w szoku, dowiedział się rzeczy, na którą zupełnie nie był przygotowany, więc jego działania niekoniecznie były dokładnie przemyślane. Czynił to, co podpowiadało mu serce.