PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=738517}

Love

6,1 25 147
ocen
6,1 10 1 25147
5,7 26
ocen krytyków
Love
powrót do forum filmu Love

Matka natura obdarzyła Gaspara Noégo wielkim... ego. Bohaterowie "Love" noszą imiona reżysera, napędzani są osobistymi pobudkami twórcy ("Chcę robić produkcje pełne spermy, krwi i łez.", oznajmia Murphy, główny homo eroticus filmu), wytrawne oko na dalszym planie wyłapie liczne nawiązania, tzw. Easter eggs, do jego poprzednich dzieł, wreszcie, w kulminacyjnym momencie, Noé strzeli widzom nasieniem po oczach. Nietrudno przecież przekuć 'egotyzm' na 'erotyzm'.

Od razu zaznaczę: nie twierdzę, że narcystyczne podejście to minus. Kino potrzebuje odważnych twórców a latynoski artysta – nie po raz pierwszy – nie bawi się w półśrodki, głośno, wyraźnie i dosadnie przekazując swoją wizję.

"– Fajny film wczoraj widziałem.
– Momenty były?
– No masz! Najlepiej jak... "
... rozpoczynała się kiedyś w radiowej Trójce każda audycja z cyklu "Para-męt pikczers, czyli kulisy srebrnego ekranu". Wspominane przez satyryków 'momenty' miały zwykle zabarwienie erotyczne. Recenzję "Love" można by właściwie zamknąć w tych dwóch słowach: 'Były momenty'.
Spróbujmy jednak dokończyć dialog...
– Fajny film ostatnio widziałem.
– Momenty były?
– No masz! Najlepiej jak bohaterowie w ogóle nie wychodzili spod pierzyny.

Kochanków poznajemy z retrospekcji Murphy'ego, które stanowią dla hedonisty eskapizm od beznamiętnego małżeństwa. Gdy mężczyzna zaczyna odtwarzać w pamięci sekstaśmę pod oklepanym tytułem "Uzależniąjąca siła miłości", szybko staje się jasne, że Noé zminiaturyzował świat swoich bohaterów do rozmiaru łóżka, w kąt ciskając wszystko to, co nie stymuluje narządów płciowych.

To właśnie sceny 'łóżkowe', najbardziej erogenne od premiery "Życia Adeli", są najmocniejszą stroną filmu i powinny być sprzedawane w pakiecie ze środkami na zaburzenia erekcji. Sfera intymna właściwie u reżysera nie istnieje. Możecie śmiało wykreślić słowo 'pierzyna" z dialogu powyżej. Noé prawdopodobnie nie ma w domu kołdry. Nie wiem nawet, czy ma lodówkę (nie widziałem, żeby bohaterowie coś jedli). Pan Grey może się ze swoim pejczem schować w playroomie i pograć na Xboxie. Tak, tak, "Pięćdziesiąt twarzy Greya", a nawet "Nimfomanka", to przy 'sentymentalnym filmie o pieprzeniu', jak o "Love" ustami Murphy'ego mówi Noé, dziecinne igraszki. Argentyński sex maestro zaprasza nas do wspólnej kopulacji z protagonistami, prezentuje ich w przeróżnych pozycjach i konfiguracjach. Kamera peszy się właściwie tylko raz – gdy dochodzi do trójkąta z transwestytą. Estetycznie jest wręcz idealnie, wszystko jest pięknie oświetlone, skadrowane i posklejane. Atmosferę podkręca jeszcze muzyka; bohaterowie oddają się uciechom a gitara... rżnie w najlepsze. Przepis na afrodyzjak? Czerwone zasłony, lampka wina, 'Maggot Brain' w wykonaniu Funkadelic i prześcieradła do wymiany.

Żeby nie było tak kolorowo... Schody (ruchome) zaczynają się, gdy bohaterowie wychodzą z łóżka i zaczynają używać ust do komunikacji. Bańka mydlana pęka wtedy jak prezerwatywy Murphy'ego. Najlepiej zobrazują to słowa bohatera: "Człowiek bez miłości jest jak... <nie możecie się pomylić>... wróbel bez powietrza.". Właśnie taką sentencją raczy nas alter ego reżysera. Do tego dochodzą jeszcze utarte frazesy oraz wulgaryzmy na poziomie "Ty nawet dobrze obciągnąć nie umiesz!". Najwidoczniej reżyser zrezygnował z zawartości wnętrza swoich bohaterów na poczet głębi obrazu (3D). Zrzucić to trzeba na karb improwizowanych scen. Aktorzy dostali bowiem na planie wolną rękę i scenariusz długości siedmiu (!) stron (dłuższe są już chyba utwory muzyczne akompaniujące kochankom po rozpisaniu na pięciolinii). Efekt? Prawo Murphy'ego zachodzi raz za razem.
Prywata> Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby zrezygnowanie z jałowych konwersacji i opowiadanie historii za pomocą ciał bohaterów. W przyjętej konwencji komunikacja werbalna wyraźnie 'spłyciła' jednostki. Niby przeżywają swoje rozterki, ale są to raczej dramaty z kategorii kina oralnego niepokoju.

I pewnie jest to zgrywa, bo niby nie to jest tutaj najważniejsze, ale po seansie pozostaje niesmak (co za paradoks), że estetyka filmu została otoczona taką bylejakością. Co gorsza – przysłuchiwanie się i obserwacja pozbawionych wyobraźni postaci, sprawia, że z każdą wizytą kochanków w łóżku, seks zaczyna zwyczajnie nużyć. A tego już reżyserowi nie wybaczę.

Jest taki dowcip (odpowiedziany nawet przez samego Noégo na konferencji prasowej filmu):
"– W jaki sposób Argentyńczyk może popełnić samobójstwo?
– Skacząc ze szczytu swojego ego.".

Przy nadmiarze nasienia i niedoborze innych substancji, droga na szczyt może być bardzo śliska.

ocenił(a) film na 5
XxSe7eNxX

Przy okazji zapraszam na: https://m.facebook.com/HomoWirtualni-521575844539106/?ref=bookmarks

ocenił(a) film na 7
XxSe7eNxX

Bardzo ciekawie napisane,szanuje..

ocenił(a) film na 5
eingrad

Cheers ; )

ocenił(a) film na 5
XxSe7eNxX

Recka o wiele lepsza od tej walkiewiczowskiej :)

ocenił(a) film na 5
donlemon89

Na zdrowie ; )

ocenił(a) film na 4
XxSe7eNxX

Kino oralnego niepokoju.... Wyborne! Poza tym Twoja opinia powyżej: naprawdę dobra!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones