PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=738517}

Love

6,1 25 136
ocen
6,1 10 1 25136
5,7 26
ocen krytyków
Love
powrót do forum filmu Love

Są tu ładne "momenty", ładne ciała, a nawet dowcipne sceny. Ale poza tym banał goni banał, jest sentymentalnie, bywa tandetnie, a ostatecznie jest bardzo nudno. Najgorzej doskwiera brak jakiejkolwiek story w tak czasowo rozbuchanym dziele. I wiem, że twórcy własnie o to wszystko chodziło, być moze miało być celowo, bo przewrotnie, tandetnie . Tylko widzom jakoś ciężko to znieść - na moim sansie część wyszła przed koncem, a reszta wybuchła radością, gdy ujrzała napis "the end". I to było w 2D, w 3D musi to musi być prawdziwy koszmar...
Są twórcy, które banalne i sentymetalne historie opowiadają wyjątkowo, ale nie jest nim chyba Gaspar Noe. "Love" nawala nawet jako ambitny, artystyczny pornol, bo za dużo tu chodzenia i gadania. Noe powinien chyba wrócić do klimatów "Nieodwracalnego" - tamten przynajmniej nie zostawiał widza obojętnym...

belmont33

Bardzo dobre podsumowanie. Film do bólu sztampowy, kiczowaty. Niby było to poniekąd zamierzeniem reżysera, ale nie dało się wytrwać do końca. I te dialogi, które brzmiały jakby je napisała nastolatka szargana hormonami...litości.

belmont33

Zgadzam się w pełni

ocenił(a) film na 2
belmont33

W punkt!

ocenił(a) film na 6
belmont33

celne bardzo, choć u mnie generalnie szklanka wrażeń była bardziej do połowy pełna, niż do połowy pusta. Na końcu zbyt dużo pustosłowia, sądzę że to zaniżyło u mnie ocenę.

ocenił(a) film na 8
belmont33

Jest trochę banału, ale takie właśnie banalne są wszysktie ludzkie historie. :/

ocenił(a) film na 5
luleczek

Nie wszystko nadaje się na film:)

tocomnieinteresuje

film jako hiper-realistyczny świetnie sprawdza się jako zwierciadło. Pozwala pod lupą przyjrzeć się pewnym aspektom. Cały Noe.

ocenił(a) film na 5
sprintf

Scenki "rodzajowe" mają to do siebie, że zawsze niby ktoś, coś w nich zobaczy;) Mi już ten film wypadł z głowy, szczerze mówiąc. Poza tym Noe za bardzo poświęcił się formie (chociaż ładnej) i zapomina o treści.

tocomnieinteresuje

Noe stawia po prostu ciężar przede wszystkim na estetykę, czystą formę sztuki właśnie. Tak jak z muzyką. Czysta muzyka nie ma treści, po prostu wyraża coś, samą formą.

ocenił(a) film na 5
sprintf

Polemizowałbym. Tzn. nie do końca wiem, co masz na myśli stwierdzając, że czysta muzyka nie ma treści i co to znaczy "czysta". Noe miewał momenty, gdy jego forma, mimo swojej skrajnej estetyzacji pasowała do treści. Tutaj najsłabszy jest, gdy przychodzi do dialogu, gdy pomiędzy cielesnością stara się umieścić głębszy przekaz.

tocomnieinteresuje

Ostatni film, który naprawdę bazował na treści to Sam przeciw wszystkim. Na pewno zauważyłeś coraz większą redukcję, jeżeli o to chodzi. Scenariusz do Love miał 3 strony. Dialogi były przeważnie improwizowane. Nie chcę go bronić jakoś specjalnie, możliwe, że to ja czegoś nie widzę. Mi dialogi nie przeszkadzały.

A co do muzyki, to cytując Debussego ,,Muzyka zaczyna się tam, gdzie kończą się słowa". W filmach Noego, jak dla mnie granica pomiędzy formą a treścią się mocno zaciera. Nie wiem, czy powinno się oddzielać treść od formy.

ocenił(a) film na 10
sprintf

Poprawka,z ciekawostek.Scenariusz do "Love" liczył zaledwie 7 stron.

kozzy82

To musiałem w takim razie źle zrozumieć, to co mówił reżyser w Cannes... ok.

ocenił(a) film na 10
sprintf

O,bardzo przepraszam :) Uuu...Cannes,to mi normalnie teraz opadla szczeka i nawet kolanem nie podbiję. ;)

kozzy82

tak tylko rzuciłem, może na serio coś mi się przesłyszało, jak oglądałem wywiad na yt :>

ocenił(a) film na 10
sprintf

A ja sie teraz skrępowałam Twoim przesłyszeniem.Czy ktoś moze mnie "rozwiązać"...? :P

ocenił(a) film na 5
sprintf

W sumie tak naprawdę nie zależy mi na wiedzy, czy scenariusz w ogóle był oraz czy grają profesjonalni aktorzy. Często takie zabiegi są celowe dla efektu całości. Zdarzają się coraz częściej takie improwizowane filmy, lepsze lub gorsze. Takie "indie" w stylu Baumbacha, Swanberga chyba Linklater i Winterbottom też po to sięgał. Są przypadki, gdy nie wierzę w zdarzenia z filmu, które, jak się okazuje, są oparte na faktach:) Przyznam, że "Love" wydało mi się średnio przekonywujące i bardzo toporne,szczególnie jeśli chodzi o dialogi i fabułę. Tzn. z treści wywiadów wynikało, że chciałbym nakręcić bezkompromisowy i atrakcyjny film zakrawający na porno, a otrzymuje coś w rodzaju ukrytego pod tą warstwą melodramatu, co ma czynić całość kinem przez duże k. Skoro dla Noe treść nie była nigdy tak istotna i bardziej jest przyczynkiem do wizualności, to tutaj chyba pokusił się jednak o większe "tłumaczenie" historia, jakby samej wizualności nie zaufał. Powiedziałbym, że ta "redukcja" mogła być więc odważniejsza i gdyby Noe skupił się na obrazie, ograniczając dialogi film by zyskał. Poza tym te aktorki nie były wybitne dla improwizacji;) I tej improwizacji w ogóle nie odczułem w obrazie, gdyż ten wydawał się przemyślany, co do sekundy. Sposób oświetlenia scen daleki był od surowości, wręcz estetyzował stosunki, czy co tam się działo. Stąd przy scenach "pomiędzy" jednak gdzieś to wrażenie umykało i prowadziło do nierówności w oglądaniu. O ile pierwszą połowę oglądałem z ciekawością, o tyle potem akcja się rozwlekła, właściwie nie wnosząc już tak wiele. Zaczęły się powtarzać motywy, rozwiązania wizualne, muzyczne. Rozmowy bohaterów stały się też dosyć powtarzalne i coraz bardziej trywialne. Aż po finał. Według mnie co chwilę Noe mógł film zakończyć, ale tego nie zrobił. Tak, jak jestem fanem muzyki Satie, Debussyego czy Frusciante również sądzę, że tak często powracanie do tych motywów sprawia, że sceny wydają się już nużące.

tocomnieinteresuje

Ja miałem odwrotnie. To znaczy, pierwsza część filmu była dla mnie jakąś pomyłką. Oglądałem w 3D. Potem właśnie może ten melodramat mnie pociągnął. Sam nie wiem. Ale przyznam, że sam się zawiodłem na Noe. Po "Nieodwracalnym" i "Wkraczając w pustkę" oczekiwałem dużo, bardzo dużo. Estetycznie przede wszystkim właśnie. Dla mnie było to za mało wysmakowane, szczególnie na początku. To by był mój główny zarzut. Aktorki i aktorzy mi się bardzo podobali(na duży plus ich imiona), tutaj mnie nic nie uderzyło. Choć może po prostu nie zwróciłem uwagi na te rzeczy, skupiając się na pracy kamery. Sam nie wiem. Ale powiem, że film wraz z upływem czasu(podczas seansu) podnosił u mnie swoją ocenę. Nie umiem się wypowiedzieć, wybacz. Chyba powinienem wrócić do niego w normalnych warunkach 2D i w domowym zaciszu.

ocenił(a) film na 5
sprintf

W jakimś sensie jestem w stanie zrozumieć taki odbiór, bardzo prywatny, może w jakimś stopniu sentymentalny filmu. Sam oceniam jednak gorzej fabuły, które niespecjalnie mnie poruszają, a może obiektywnie nie są złe. Tutaj - przy całym szacunku do wizualnej strony - jakoś nie czułem się w ogóle przekonany do tego, co oglądałem. Znowuż ta strona wizualna niczego nie rekompensowała i nie była tak odważna, eksperymentalna, jak wcześniej. Pod tym względem nawet dziwne, że Noe w swoim niby porno filmie tak to wszystko subtelnie pokazywał.

tocomnieinteresuje

To znaczy. Ja nie wiem, czy to był film porno. Raczej film o miłości. Czyli miał być trochę obsceniczny, ale przede wszystkim bardzo zmysłowy. Tego drugiego mi zabrakło w obrazie. Ale tutaj się chyba zgadzamy, że Noe się nie postarał.

ocenił(a) film na 5
sprintf

Problem z ambitnym porno jest taki, że chyba jest to zestawienie karkołomne. Noe w wywiadach zawsze się "chwalił" jednak pornograficzną stroną filmu. Po seansie okazał się w sumie romantykiem:) Tzn. przekaz filmu - ten najbardziej prosty i dotyczący bohaterów - dotyczy tego, aby uprawiać seks z miłości i nie komplikować życia sobie i innym jakimiś chwilowymi pokusami. Tylko to wszystko podlane urozmaiceniami zarówno filmowo-estetycznymi, jak i scenariuszowymi (część dotycząca zagubienia w świecie pokus, element nudy, płaskie wątki z życia bohaterów z przeszłości). Jakby jednak Noe zaufał jedynie swojej myśli pornograficznej film właściwie musiałby pozostać w sferze kina dostarczającego bodźców erotycznych, gdzie fabuła nie ma znaczenia (z reguły jest przyczynowo skutkowa i stanowi jedynie wstęp do kolejnej sceny erotycznej).

ocenił(a) film na 5
tocomnieinteresuje

Przy czym żaden twórca nawet, gdy zaczyna od definicji kina porno, bo ma takie kino ochotę prędzej, czy później nie wytrzyma i zaczyna kreować z tego coś więcej. Mając może gdzieś z tyłu głowy świadomość, że porno to jednak rodzaj kinowej pustki, ślepa uliczka. Poległ w sumie i na tym ostatnio Trier w "Nimfomance", bo przybrał jej kolejne maski, a do tego jeszcze aspekt pornograficzny uczynił męczącym i bolesnym. Najbardziej udanie wyszedł Chéreau, ale znowu w jego "Intymności" znów zbalansował idealnie wszystkie składniki filmu i nie posiłkował się erotyką pięknych ludzi.;)

ocenił(a) film na 5
tocomnieinteresuje

Sięgnąłem pamięcią i mogę oprócz "Intymności" polecić "Une Liaison pornographique" ze starszych "Bitter moon", "Lucia y el sexo", gdzie treść ma sens i znaczenie. Znalazłem też film ze słabiutką fabułą do obejrzenia, jako taki kicz "Lie with me".

użytkownik usunięty
sprintf

W takim razie błędnie zinterpretowales słowa klasyka ponieważ treść muzyczna jak najbardziej istnieje, istnieja zdania, okresy, motywy, frazy, formy polifoniczne, homofoniczne, struktura tematyczna, ktora mozna rozrysowac ma kartce i czesto sie to robi. To wszystko skladnia muzyczna choc niewerbalna.
Bezpośrednim nośnikiem formalnym takich struktur jest najczesciej, choc nie zawsze harmoniczna struktura dzwieku w calym pasmie slyszalnym, ktore slyszysz w powietrzu.
Po prostu nie masz o tym pojecia, ppodobnie jak o formie wizualnej i montazowej. To oszczedz i nie pisz.

:D Nie próbuj mi nawet podnosić ciśnienia. Treść oczywiście w rozumieniu werbalnym. Niewerbalna "treść" w Twoim rozumieniu przynosi tzw. "doznanie estetyczne". Próbując dojść do rozwiązania przyczyny powstania tego doznania jesteśmy w kropce. Powiedz mi, dlaczego, dlaczego jedna melodia potrafi wywołać u nas ciary na plecach, a inna nie? To nie jest treść, tylko wewnętrzne napięcie. Coś, co jest ponad treścią. Zapoznaj się lepiej z pojęciem "muzyka absolutna". Wyjaśnij mi, dlaczego tak wielu matematykom nie podoba się muzyka stochastyczna, mimo, że doskonale rozumieją o co w niej chodzi. Nie wyjaśnisz tego.

użytkownik usunięty
sprintf

Szanowny kolego. Jestem po AMFC. Pseudoakademickie czy raczej dyletanckie rozwazania podobnego typu mozesz snuc ze swoją babcią lub kolegą z bloku. ;) Mylisz pojęcia, które sadzisz, ze rozumiesz.
Jesli natomiast interesuje Cie dotarcie do realnej wiedzy a potem byc moze wlasnych spostrzezen to przejrzyj ABC zasad muzyki (przyjemna ksiazeczka dla średnich szkół muzyczynych, "niedluga"). Prosto wyjasniona skladnia dowolnej muzyki.
W sprawie wszelkiego rodzaju slyszalnych badz nieslyszalnych "algorytmicznosci" struktur muzycznych odsylam do katedry akustyki muzycznej we wspomnianej uczelni (obecnie UMFC), jesli bywasz w stolicy.
Organizuja otwarte spotkania, maja sporo fajnych publikacji na ten temat, sa wywiady z Rakowskim. Boulez czy Stockhausen nie sa dla wszystkich, ale warto posluchac, chocby na warszawskiej jesieni. Elementy tej muzyki mozna odnalezc wplecione w popularnych sciezkach dzwiekowych filmow.
Ciekawym pojeciem jest
aleatoryzm, czyli pewnego rodzaju losowosc odczytu nut, ktora zdecydowanie ma swoj wyczuwalny klimat, jednak ciarki to juz sprawa bardzo indywidualna.
Film natomiast, szczegolnie w domenie czasowej, montazowej operuje na dosc podobnych zasadach i slowach co muzyka, bo wlasnie w tym obszarze najmocniej tworzą sie wyczuwalne napięcia.
Nie trac czasu na pisanie na forum, tak jak ja teraz, jesli masz ambicje.
Czesc

ehhh... co za palant... gdybyś coś wiedział o muzyce, zauważyłbyś, że wszelkie analizy dzieł muzycznych, to formalne uproszczenia. W rzeczywistości operuje się pewnego rodzaju idiomami formalnymi, które są bliższe lub dalsze różnym dziełom muzycznym. Nie rozumiem, czemu odsyłasz mnie do rzeczy, które świetnie znam. Ale widzę, że przechodzisz do ogólników. Ja o stochastyce, a Ty o aleatoryzmie :D Co do indywidualnych ciarków. Właśnie wartość muzyki ocenia się na tej podstawie, czy kogoś poruszyła, czy nie jakimś sztucznym strukturom. Poczynając od dodekafonii, kompozytorzy nie ciągle minimalnie odchodzili (Webern i Berg) od niektórych założeń dodekafonicznych, po to, żeby osiągnąć "coś", coś co się zgadza z ich uchem.
Czesc

sprintf

Co do indywidualnych ciarków. Właśnie wartość muzyki ocenia się na tej podstawie, czy kogoś poruszyła, a nie jakimś sztucznym strukturom. Poczynając od dodekafonii, kompozytorzy ciągle minimalnie odchodzili (Webern i Berg) od niektórych założeń dodekafonicznych, po to, żeby osiągnąć "coś", coś co się zgadza z ich uchem.
Czesc

(przepraszam za błędy)

użytkownik usunięty
sprintf

Za znieważenie, z art. 216. KK juz teraz proszę spodziewać się wezwania.

Na szczęście to ja zostałem sprowokowany, więc kara prawdopodobnie zostanie umorzona :c
(ehh, Warszawka)

ocenił(a) film na 7
belmont33

chyba się zgadzam :) Film ma momenty. Poza tym dłużyzna i banał.

ocenił(a) film na 2
belmont33

Nie momenty są najważniejsze.
Ten film to momentami porno, wydumana historia toksycznej relacji, fatalnego zauroczenie wspomagana naprawdę depresyjną muzyką.
W miarę upływu czasu bohaterowie widzą,że wiedzą o sobie coraz mniej.
Coraz bardziej próbując ratować "związek" przekraczają seksualne granice.
Lepiej zrobić porno.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones