"Ludzie i bestie" to film tendencyjny i propagandowy. Nigdy mi nie przeszkadzało że kino z ZSRR często posiadało te cechy, bo oferowało ponadto ciekawą formę. Tutaj takowej nie ma. Jest to rozciągnięta na 3 godziny reklama Związku Radzieckiego, jako miejsca gdzie każdy chce wracać, a wszyscy ludzie są braćmi. Agitka została przyozdobiona koszmarną narracją z offu, która w czasie retrospektyw tłumaczy dialogi.
Ten film nie stroni od uproszczeń. Podział na "dobro" i "zło" jest bardzo wyraźny, a reprezentanci tej drugiej wartości to na ogół głupcy bez wyobraźni. W ten sposób dostajemy wyidealizowany obraz świata, który ma kierować sympatią widza, nie budząc żadnej refleksji. A połączywszy miałką treść z nijaką stroną wizualną, dostajemy jedynie słabą produkcję, niewartą odkopywania po latach.
Długi, nudny, "cały świat jest zły za wyjątkiem ZSRR", przeładowany pokrętną filozofią i psychologią. ZSRR na początku lat 60. XX w. kwitnący kraj, szczerzy i otwarci ludzie, skromniej niż na zepsutym Zachodzie, ale dostatnio, "a będzie wciąż lepiej" i tylko raz czy dwa wtrącone zdanie, że do ZSRR bohater chciał wrócić "cokolwiek by go spotkało". Wg. Sołżenicyna i Józefa Mackiewicza po II wojnie światowej w Europie Zachodniej było ponad milion obywateli ZSRR. Powrót do ojczyzny równał się w (najlepszym wypadku) wylądowaniem w gułagu za bycie jeńcem i pobyt w obozie niczego nie zmieniał. Poza tym film po prostu.. nudzi i jest b. naiwny.