Pamiętam jak miałem czternaście lat i oglądałem go pierwszy raz.To było dwadzieścia lat
temu...Film ze świetnym scenariuszem, znakomitymi brutalnymi scenami walk, momentami bardzo
wzruszający. Pod koniec filmu kiedy Lyon żegnał się z Heleną, Nikole i Joshua to aż łzy się pojawiły
mi w oczach. Ale na szczęście wrócił, wszystko dobrze się skończyło! :-)
Według mnie jest w piątce najlepszych filmów z Van-Dammem obok Kickboksera, Krwawego
sportu, Nieuchwytnego celu i Legionisty.
Dokładnie. Choć dziś wydaje się lekko przestarzały i banalny. Sentyment pozostał. Za łepka oglądałem non stop na VHS.
Wychowałem się na filmach van Damme'a, ale za tym akurat nie przepadam. Choreografia walk u Belga w filmach wygląda tak samo: najpierw on bije, potem jest bity i nie wiadomo jakim sposobem, ledwie dysząc i słaniając się na nogach, wstaje i nokautuje rywala. Bajeczka.
No ja nie mogłem sobie odmówić powtórki, bo dawno nie oglądałem. Cynthię podziwiam