PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=260503}

Młodość stulatka

Youth Without Youth
6,2 3 019
ocen
6,2 10 1 3019
5,2 4
oceny krytyków
Młodość stulatka
powrót do forum filmu Młodość stulatka

niezrozumiały

ocenił(a) film na 3

oglądałem, ogladałem i za dużo nie zobaczyłem. po prostu go nie zrozumiałem, zbyt skomplikowany jak dla mnie.

ocenił(a) film na 8
Bodzio_4

„Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym...";

Ponieważ na Filmwebie nader rzadko zdarza się, że ktoś powie wprost, że czegoś nie zrozumiał, bo było to zbyt skomplikowane (zazwyczaj wszyscy są ekspertami od wszystkiego, ze szczególnym uwzględnieniem historii kina), co moim zdaniem zasługuje na szacunek, pozwolę sobie wyłuszczyć, o czym moim zdaniem opowiada ten film, a Ty zrobisz z tym, co zechcesz, ok? Sory, że wymaga to trochę pisania.
Po pierwsze, zgadzam się z tym, że nie jest to film prosty i przyjemny w odbiorze. Wręcz odwrotnie, już sama osoba twórcy literackiego pierwowzoru wskazuje raczej na erudycyjny charakter wywodu i skomplikowany tok narracji. I tak jest w rzeczywistości.
Po drugie, podam też literackie klucze - wskazówki, które mogą rzucić nieco światła na przesłanie tej historii poprzez kontekst: "Faust" Goethego, "Portret Doriana Greya" by Wilde'a.
A o czym sama rzecz traktuje? Uwaga – zdradzam treść.
Eliade, a za nim Coppola, snują głębszą refleksję nad sensem życia. Tyle tylko, że przy okazji rumuński religioznawca, hinduista, pisarz i filozof pozwolił sobie sportretować siebie i to nie unikając ironii, co trzeba zapisać mu na plus. „Młodość stulatka” powstała, gdy Eliade dobiegał lat 70 – dokładnie jak jego bohater, Dominik Matei. Eliade ocenia tu siebie i swoje osiągnięcia, a wychodzi mu to samo, co wszystkim mędrcom – czyli nic. Rumun, zwątpiwszy, jak wielu przed nim i po nim, w obiektywną wartość tzw. wiedzy pozwala sobie na swoistą samokrytykę. Otóż profesor Matei otrzymuje w darze (od Stwórcy?) miły prezent - drugie życie. To raczej nie przypadek – narzekający na brak czasu i krótkość życia ludzkiego Matei jawi się jako idealny kandydat do zawarcia paktu z diabłem, oczywiście symbolicznie. Może posiąść wszelaką wiedzę (i to bez wysiłku) i zgłębić wszystkie języki ludzkie, ale oczywiście, nie jest to oferta bezinteresowna – mamy tu pewien drobniutki haczyk, o czym za chwilę.
Narodzony na nowo super geniusz nie jest jednak całkowicie wolny. Musi się kryć ze swymi nietypowymi talentami, choćby dlatego, że akurat niemieccy naziści planują stworzenie Nadczłowieka, a do tego celu zamierzają użyć elektryczności o wielkiej mocy. A przecież Matei zyskał swe nadprzyrodzone możliwości dzięki trafieniu piorunem... Ale wcale nie ten wątek rodem z thrillera wydaje mi się tu najważniejszy.
W powieści/filmie mamy także dwie bardzo ważne postaci kobiece: Laurę i Weronikę. Pierwsza to studentka i wielka miłość Dominika (z czasów jego „pierwszej młodości”), która odchodzi od niego, nie mogąc rywalizować z jego namiętnością do ksiąg i wiedzy, a wkrótce potem umiera. Druga to niejaka Weronika Bühler, lat 25, nauczycielka ze Szwajcarii (poznana już w okresie „życia darowanego”). Na skutek wypadku analogicznego do tego, jakiemu wcześniej uległ Dominik, Weronika staje się kimś w rodzaju medium - uważa się za Rupini, córkę Nagabhaty z kasty kszatrijów (jednej z pierwszych w Indiach rodzin, które nawróciły się na buddyzm). Nasz profesor uważa ją, ze względu na fizyczne podobieństwo, za reinkarnację swej dawnej miłości – Laury.
Zapowiada nam się zatem ładne miłosne odkupienie, nietypowy romans z pięknym happy endem... Nic z tego – tu tkwi właśnie ten malutki haczyk Opatrzności. To miłość niemożliwa, a raczej nie mająca szansy na spełnienie. Tyle że tym razem poddany przewrotnej próbie profesor zdaje egzamin życia: pozornie rezygnuje z wielkiej miłości, ale robi to właśnie w imię miłości, ratując Weronikę przed śmiercią. Widzimy ją potem jeszcze raz w migawce na peronie, szczęśliwą z dziećmi. I chyba to poświęcenie nadaje właściwy sens podwójnemu życiu Dominika. Dlatego też Matei może wreszcie, niczym wieczny pielgrzym-tułacz, powrócić do własnej ojczyzny, do swojego miasta, do właściwego czasu. Tu na koniec wreszcie umiera, bo nie ma już więcej nic do zrozumienia. Doznaje ukojenia, a trzecia róża trafia w odpowiednie miejsce.
Taka jest moja, być może nazbyt śmiała, interpretacja. Celowo pominąłem tu kilka wątków (choćby poszukiwania protojęzyka) jako w jakimś sensie drugorzędne.
Oczywiście, można też całą tę historię uznać za niedoskonałą, zbyt dosłowną, naciąganą, a wątek uczucia profesora do jego byłej/teraźniejszej miłości uznać za niezrozumiały. Faktem jest, że mamy tu sporo symboli, archetypów, mitów i ogólnie dość zawiłych wywodów. Dlatego nie dziwię się, kiedy ten film jest uznawany za pretensjonalny i intelektualny bigos. Mój pogląd starałem się jednak wyłożyć możliwie czytelnie, a film po prostu mnie wciągnął.



ocenił(a) film na 9
J__van_den_V_

Mniej więcej zgadzam się z tym co napisałeś. Ja natomiast nie jestem pewna jednego, czy symboliczne strzaskanie lustra niszczy alter ego Matei i tym samym odbiera mu życie?? Nie rozumiem tego motywu...

ocenił(a) film na 7
J__van_den_V_

A co wlasciwie symbolizuja roze? Dlaczego jest ich akurat tyle ile jest?

ocenił(a) film na 8
golebiewicz

Owa róża mistyczna pojawiająca się w czołówce, a w zakończeniu wetknięta w rękę martwego profesora, moim zdaniem jest tu symbolem zbawienia.
Już tłumaczę, dlaczego tak uważam (to jest także odpowiedź na post malutkiej86).
Dominik Matei (jako kolejny doktor Faust) żywi jedno pragnienie zasadnicze: chce mianowicie posiąść absolutną mądrość. Dlatego też wyrusza na poszukiwania protokultury i protojęzyka. Jest jednak tylko człowiekiem - rozdartym dwoma wielkimi namiętnościami: pasją wiedzy i miłością do kobiety. Stąd tragizm tej postaci. W istocie Dominik zatacza w filmie/powieści błędne koło, znajdując się w finale w punkcie wyjścia. Jego doskonały, idealny sobowtór posiada niewiarygodną mądrość, ale także... diabelską naturę. To jest właśnie zło w Dominiku i on tego zła pożąda, ponieważ jest w nim nienasycenie wiedzą. Cena okazuje się jednak zbyt wysoka i płaci ją zarówno sam Matei, jak i kobieta, z którą chce związać życie. Tu dochodzimy do wspomnianego zbawienia - profesor znajduje je ostatecznie w kapitulacji i rezygnacji ze wszystkiego. To oczywiście paradoksalne! Przeżyć swe życie niejako od nowa, ale TYLKO po to, by niczego nie uzyskać, zaznając przy tym goryczy człowieka, który niejako stał się mądrzejszy od siebie samego... Ale czy to na pewno tylko pesymistyczna konotacja? Można przecież z tego wyciągnąć i taką naukę, że jedynie człowiek pogodzony ze sobą jest w stanie osiągnąć prawdziwy spokój...

J__van_den_V_

"A co wlasciwie symbolizuja roza? Dlaczego jest ich akurat tyle ile jest?"

Reżyser wyjaśnia:

Kolejnym ważnym symbolem jest róża. W chrześcijaństwie kwitła na grobie Jezusa. Róża z wieloma warstwami otwartych płatków może sugerować proces, niczym w Buddyzmie, oświecenia. W filmie pojawiają się trzy róże. Dwie z nich wykorzystuje sobowtór-zjawa Dominica, usiłując dowieść, że nie jest duchem anie wytworem jego wyobraźni. Trzecia pojawia się jako symbol wdzięku. Jak wyjaśnia Coppola: „Chciałem pokazać, że Dominic umiera z gracją. Kochał swoją dziewczynę i poświęcił swoją życiową pracę właśnie dla niej. Jeśli ktoś kocha i jest kochany, wówczas, kiedy umiera, umiera z wdziękiem.”

http://www.filmweb.pl/film/M%C5%82odo%C5%9B%C4%87+stulatka-2007-260503/pressbook

ocenił(a) film na 8
La_Pier

Tyż piknie...

ocenił(a) film na 6
J__van_den_V_

"Ponieważ na Filmwebie nader rzadko zdarza się, że ktoś powie wprost, że czegoś nie zrozumiał, bo było to zbyt skomplikowane (zazwyczaj wszyscy są ekspertami od wszystkiego, ze szczególnym uwzględnieniem historii kina), co moim zdaniem zasługuje na szacunek, pozwolę sobie wyłuszczyć... "
Przyganiał kocioł garnkowi, a sam gęgał...

ocenił(a) film na 8
edgemoon

Dziękuję za cenny post, ale raz, że to przysłowie brzmi w oryginale: "Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli", a dwa - no i? To są pretensje o to, że w symbolach można dostrzec czasem niekoniecznie dokładnie to, co było intencją artysty w chwili ich użycia?

ocenił(a) film na 6
J__van_den_V_

Jak zauważyłes "wszyscy są tu ekspertami od wszystkiego". Wysnuwasz krytykę pod adresem ludzi, którzy wymądrzają się na najróżniejsze tematy, a sam depczesz im po piętach. Mowiac o filmie, przybierasz autorytatywną pozę, gęgasz i gęgasz po próżnicy, a gdy ktoś w dziecinny sposob udowadnia ci zwykle intelektualne wypróżniactwo, ty nadal sterczysz na piedestale, ktory tak kunsztownie usypales, szkoda ze z piasku.
Twierdzisz, ze symbol pozwala ci na dowolna interpretacje. Otoz blad! Tak mozesz porozmawiac o Dziadach, bo autor już niczego nie sprostuje. Kiedy autor/rezyser tlumaczy ów symbol, ten w jednej chwili staje sie alegorią. Bo chyba nie chcesz powiedziec, ze wiesz wiecej od tworcy?

ocenił(a) film na 8
edgemoon

I to wszystko wyczytałeś ze zwrotu "tyż piknie", czy z mojej uwagi wstępnej: "Taka jest moja, być może nazbyt śmiała, interpretacja". A może zmęczyłeś jednak całość dyskusji? Dyskusji właśnie, a nie naukowego wykładu, bo nigdzie nie zaznaczyłem, że mój tok rozumowania jest jedynie słuszny i nie dowodziłem, że tylko ja mogę mieć rację. Nie musiałem znać tego akurat wywiadu z Coppolą (czy tych materiałów prasowych) i w związku z tym takie odczytanie symbolu róży było zupełnie uprawnione. Jest zresztą także dopuszczalne, gdybym słowa Coppoli znał, ale uważał, że mogę interpretować użyte przez niego symbole szerzej lub nieco inaczej. Rozmowa o jakimś akcie twórczym czy dziele sztuki nie jest zabroniona, także rozmowa, w której pole interpretacyjne zostaje poszerzone, a nie zawężone. Możemy oczywiście wejść w dyskusję, jak należy postrzegać artystę i jego rolę (czy np. jest w swych działaniach autonomiczny czy też stanowi tylko kanał-przekaźnik, przez który przemawia zbiorowa podświadomość), ale ponieważ zacząłeś od banalnego czepiania się, a nic istotnego - poza przyssaniem się do mnie - do dodania nie miałeś, nie mam na to nadmiernej ochoty. Nie mam też pojęcia, czy wiem więcej od twórcy tego filmu. Na temat jego świadomych intencji reżyserskich - oczywiście nie. Na temat tego, co da się z tych intencji wyczytać na ekranie - kto wie? Z tego, co pamiętam (ale to już szczególiki) - alegorie miały sens jednoznacznie określony, symbole natomiast stwarzają możliwość zadawania pytań i pochylania się nad odpowiedziami. Jeśli wystarcza Ci deklaracja reżyserska, co autor miał w danej scenie na myśli - to dobrze, takie Twoje prawo.

użytkownik usunięty
J__van_den_V_

Lustro kojarzy się trochę z Portretem Doriana Graya - Wilde'a. Pewnie to tylko skojarzenie. Z tego co wynika z cytatu, przytoczonego przez La_Pier To w Filmie mamy dwa razy opowiedzianą tę samą historię. Nauka, poznawanie świata a miłość czy też związek z kimś.

MOŻE TO I SPOJLER a może nie, nie wiem :)

Pierwsza to związek a pisanie książki - coś trzeba poświęcić. Drugie to życie wybranki a poznanie prawdy. Pierwszy wątek krótki i skromny. Drugi pełen symboli, rozbuchany do granic - coś, jak halucynacja lub sen. Coppola oczywiście tak zakończył by nie wyszło, że to tylko sen, ale co tam :). Poza tym, może te wszystkie symbole są bardzo ważne, ale - to tylko moja opinia - one tylko wzbogacają obraz jako dodatki, a nie jako sedno samego filmu.

W sumie film wydał mi się miłym, spokojnym filmem przygodowym, może - delikatnie przygodowym. :D Był zbyt przeładowany informacjami, żeby "dawać do myślenia".

ocenił(a) film na 8

Dopiszę się do tego wątku, gdyż jest on bardzo wartościowy.
Właśnie skończyłem oglądać film, który bardzo mi się podobał. Jest to kolejny powód żeby nie sugerować się do końca oceną na portalu. Filmy proste i łatwe, prosto i łatwo się ocenia, gorzej jak coś jest skomplikowanego, wtedy najłatwiej napisać: słabe, albo nudne.

Ale wracając do tematu. Film niezwykle symboliczny, potwierdzam że wręcz przeładowany. Spokojnie można było uniknąć kilku elementów, żeby łatwiej było skupić się na przesłaniu. Jednak podejrzewam że były to zabiegi celowe, jako że reżyser był zainspirowany książką i nie chciał niczego pominąć. O ile w książce zawsze jest więcej miejsca i czasu to w filmie czasem jest już za dużo na raz. Jednak dzięki umiejętności i doświadczeniu reżyser wybrnął z tej sytuacji.

Podoba mi się to że w takim filmie zawsze można odkryć coś nowego było. Cała historia miała tyle odnóg że zawsze można się czegoś doszukać.
Zgadzam się z większością powyższych wypowiedzi, jednak uważam że nikt nie podjął tematu najważniejszego. Moim zdaniem to "czas" był głównym wyznacznikiem tego filmu. Od pierwszej sceny gdy widzimy tykający zegarek, poprzez odmłodzenie głównego bohatera, poprzez najpierw cofanie się Weroniki do coraz wcześniejszych etapów historii ludzkości, następnie fizyczne jej starzenie aż do postarzenia i śmierci Dominica. Temat przemijania był obecny na każdym etapie filmu. A właściwie bardziej upływania czasu i wyścigu. Nie wiadomo czy zdążymy skończyć swoje dzieło nim odejdziemy.

Tu z kolei pojawia się wytłumaczenie czemu pojawiło się alter ego bohatera. Wcześniej któryś z kolegów mówił mu że aby ukończyć dzieło którego się podjął potrzeba kilku żyć. On dostał nowe życie i wiele odrębnych jaźni. Jedna z nich mówi że jest ich wiele, do tego jak leżał w łóżku to rozmawiał co najmniej z dwiema. Poza tym bohater tworzył w nocy, czasem jak spał, jego inna jaźń pisała.

Ciekawa jest również scena kończąca film. Po znalezieniu martwego Domica, ktoś wyjmuje jego dokumenty. Okazuje się że ma tam dokumenty wystawione na nazwisko Martina Audricourta i rok urodzenia to aktualny rok w którym umarł Dominic, można tu się doszukać motywu reinkarnacji. Po obejrzeniu dokumentów ludzie się rozchodzą i zostawiają martwe ciało. To z kolei może znaczyć że Dominic mimo wszelkich chęci nie dokończył książki, zatem niczego nie dokonał, więc nikomu na nim nie zależy, więc jak sam powiedział jego życie nie miało sensu. Ale to się może zmienić, bo ukrył zapisane przez siebie wcześniej książki w sejfie i za wiele lat może je ktoś przeczytać i zrozumieć. To z kolei może być wyznanie autora książki na podstawie której powstał film, nie został on teraz zrozumiany, ale książka powstała, więc może ludzkość dojrzeje do tego żeby to kiedyś zrozumieć (przyp. z filmu: "np.: w 2010 roku")

Podsumowując: wg mnie to naprawdę dobry, wartościowy film, dający do myślenia, skłaniający do rozważań i rozmów na jego temat.

użytkownik usunięty
J__van_den_V_

Jeśli o mnie chodzi, zbyt przeładowany narracją... Nie czytałam tej książki, znam tylko ze dwie pozycje Eliadego z zakresu religioznawstwa, mimo wszystko trudno mi uwierzyć, że film wiernie oddaje klimat książki - jakoś tak bardziej pasuje pod adaptację pretensjonalnego Coelho... Zdecydowanie in minus, takie samo wrażenie miałam oglądając Benjamina Buttona. Jeśli w filmie notorycznie słychać wyjaśniający wszystko głos narratora, to nie jest to film udany. Trudno przełożyć takie metafizyczne tematy na język obrazu nie wpadając przy tym w banał. Chyba wolę bardziej minimalistyczny przekaz, pozostawiający dla wyobraźni nieco więcej kolorytu. Tutaj jest tylko nudno, nie przeczę, być może ta nuda wynika z niezrozumienia - ale chyba pozostanę przy tym, że film tylko męczy pozornie głębokimi treściami, mam wrażenie że właśnie za to spłycenie odpowiada nieudana forma w jakiej podano przesłanie książki. Niektóre dzieła są wytrawne tylko w postaci literackiej. Zna ktoś udaną adaptację najsłynniejszego dzieła Bułhakowa? A wyobraża ktoś sobie sfilmowanie Manna z jego Faustusem? Ja nie.

ocenił(a) film na 8

Pozostając z szacunkiem do gustu (trudno dyskutować) i opinii (rozumiem argumenty, ale w tym wypadku ich nie podzielam, przynajmniej większości), chciałem tylko dorzucić dwa grosze, bo dwóch rzeczy się tyczą: 1) "Button" faktycznie nie wyszedł najlepiej, myślę - mimo osoby reżysera - że Amerykanom jakoś trudno dźwiga się ten rodzaj tematów; zazwyczaj wychodzi jakieś nieporozumienie lub niestrawność. 2) Zmuszony jestem bronić telewizyjnej adaptacji "Mistrza i Małgorzaty" w reż. Macieja Wojtyszki z 1988 r. Nie jest to może dzieło idealne, ale moim zdaniem przynajmniej bardzo udane, mimo (a może dzięki) niedoskonałości ówczesnych efektów specjalnych made in Poland. Polecam, jeśli nie było Pani dane... A ekranizację "Faustusa" wyobraziło już sobie wielu i pewnie jeszcze wielu sobie wyobrazi. Kino kocha ten temat niemal od zarania, ale czemu tu się dziwić?

użytkownik usunięty
J__van_den_V_

Pani było dane, choć dawno temu. Niestety, nie tak to widzę, choć masz rację - na tle innych prób, broni się nieźle:) Takie książki to niebezpieczny grunt dla filmowców. Wystarczy obejrzeć adaptację Marqueza (którego akurat niezbyt lubię) by dostać padaki od pompatycznego realizmu magicznego czy jak to tam szufladkują [sama nazwa chyba zawiera w sobie jakąś złośliwą przewrotność, uzasadnioną w niektórych pozycjach;p]. W ekranizację Faustusa na podstawie Manna nie wierzę już zupełnie. Ta książka ocieka zajebistością dzięki językowi jakim została napisana, tego Manna po prostu się nie da sfilmować. Taka erudycja i mistrzostwo lingwy traci prawdopodobnie nawet na przekładzie - choć ten polski jest wspaniały jak dla mnie. Sama historia Faustusa, znana wszystkim z Marlowa to tylko echo w tej powieści. Zresztą takie dzieła wymagają bardzo wiele od odbiorcy - a to mało ekonomiczne i nikt się nie wyłoży z kasą...

ocenił(a) film na 7
J__van_den_V_

Chciałbym wszystkim złożyć gratulacje za dyskusję, którą jak widać można jednak przeprowadzić w tym kraju. Po za tym dziękuję za wyjaśnienia, bo dla mnie też wszystko jasne nie było.

J__van_den_V_

Wydaje mi się, że poświęcene kariery dla miłości jest dosyć prostym tematem, nie wymagającym znajomości filozofii. Wierzę, że w filmie jest coś więcej. Większość Twojego postu to po prostu streszczenie fabuły - czy potrafiłbyś, proszę, wytłumaczyć nie tylko jakie wątki zostają poruszone w filmie, ale jakie przemyślenia i konkluzje są w nim zawarte? Bo wątków jest oczywiście wiele: poza wspomnianym wyborem praca/dom jest także o reinkarnacji, pragnieniu wiedzy i jego etycznych implikacjach, nieuchronności i cyklicznym charakterze historii, próbie odkrycia początków historii, dualizmie dobro/zło, superego/id, apollo/dionizos, eros/tanatos itd. Owszem, te i pewnie wiele innych wątków, których nie zauważyłem, było w filmie zasygnalizowanych, ale nie potrafiłem dostrzec żadnego wniosku, który byłby z nich wysnuty ("zagłada nuklearna byłaby zła", "miłość jest ważniejsza niż dzieło życia"?). Dostrzegłem część problemów, ale umknęła mi refleksja zawarta w filmie.
Pozdrawiam :)

Bodzio_4

Mnie ten film przerósł. Sporo z niego z nie zrozumiałam.

ocenił(a) film na 6
Bodzio_4

Może mogę jakoś pomóc ? Jeśli więcej zrozumiesz może nie będziesz taki surowy dla tego filmu.

Bodzio_4

ten film cie przerasta. spadaj oglądac szybkich i wkur...onych nr 34.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones