Samo wykonanie stoi już na niskim poziomie. Nie chodzi mi tu o aktorstwo czy efekty specjalne, tu było w porządku, jak na film niskobudżetowy. Mam na myśli raczej samo poprowadzenie fabuły. Odnoszę wrażenie, że scenarzyści sami nie wiedzieli do końca o czym ma być ten film. Historia była wypełniona w większości pościgami i dialogami, które nie wnosiły niczego znaczącego do filmu. Główny wątek, czyli zemsta na bandytach, zaczęła się pod koniec i trwała raptem kilkanaście minut. A ten odwet też nie był zbyt ciekawy. Gdy film zdążył się rozkręcić, od razu się skończył. Nie rozumiem poza tym tytułu filmu, z którego ma niby wynikać, że Max jest szalony. Jak dla mnie on był raczej spokojnym, małomównym gliniarzem, jakich wielu w filmach akcji. Idąc tym tropem, można by tak sklasyfikować każdego ekranowego twardziela jako szaleńca. To raczej świat wokół niego był szalony. Gang motocyklowy, z którym bohater się mierzył jest tu dobrym przykładem szaleństwa. Chociaż ci goście bardziej mnie śmieszyli i lekko irytowali;) Mimo wszystko mam pewien szacunek do tego filmu, ze względu na to, że to starsze kino, które bardzo lubię i nie mam zamiaru mieszać go z błotem. Niemniej parę słów krytyki napisać musiałem;)