obecnie jestem Au-Pair w USA i powiem Wam,że oglądając ten film miałam wrażenie,że skądś znam tę hisotrię....Matka, która pochłonięta pracą nie ma czasu dla dziecka, a kiedy ma czas, próbuje na siłę zdobyć dziecka zainteresowanie....opiekunka, która miłość dla swoich dzieci przelewa na obce dzieci, bo chce lepszej przyszłości dla swoich...Ojciec...który jedzie na drugi koniec świata zdobywać miliony i mimo,że ma facet jaja...i 3ma się silnie swych wartości, mięknie zagubiony w tęsknocie i absurdzie, w którym się znalazł...wszyscy wiemy,że świat zwariował...szkoda mi tych dzieci....które najbardziej na świecie chciałaby mieć rodziców...a przychodzi im żyć z opiekunkami, babciami...i nie mówię,że to źle....ale czy tak jest najlepiej??
film jest rewelacyjne, porusza problemy współczesej Amerykańskiej rodziny...I biednych rejonów, które dzięki "Ameryce" mają inne możliwości...niezawsze pozytywne...
Kiedys w wielopokoleniowych rodzinach dzieci tez czesto wychowywane byly przez babcie i dziadkow. Teraz jest to samo, tylko ze czas niegnie szybciej. Szczegolnie w NY :)))
Nie znam jakiś wnikliwych studiów o rodzinach wielopokoleniowych, ale z takiej rodziny sam się wywodzę i to nie prawda, że "Teraz jest to samo", bo dzieci są wychowywane przez babcie i dziadków. To niefortunne uproszczenie, być może wskutke znajomości sprawy nie z autopsji, a z potocznego przekazu. W tamtych czasach wychowywali rodzice, a babcie i dziadkowie byli najwierniejszymi towarzyszami domowego dzieciństwa. Dzisiaj dziadkowe są opiekunkami z przymusu, rodziców – nie ma. Różnica jest bardzo głęboka.