Jakiś czas temu napotkałem się na nią w empiku i zainteresowała mnie, ale chcę wiedzieć czy warto ją przeczytać, czy wciąga... :)
Właśnie skończyłem i zjadłem ją w niecałe 3 dni po 2-4h dziennie. Książka doskonała. Jako tło polecam muzykę z gry Beyond Earth lub z Interstellar. Nie mogę się doczekać filmu :)
książka fajna tylko odrobinę naiwna Gdy "Marsjanin" obliczał sobie wszystko i bez namysłu probował swoja teorię...
Potwierdzam, książka dobra, ale naiwna. Jest taką typową, zgrabną, do szybkiego przełknięcia budżetówką. W niektórych fragmentach ma się wrażenie, że dobre poczucie humoru bohatera jest w większości przypadków zbyt dobre w stosunku do rzeczy, które mu się przytrafiają. Najbardziej mnie rozbawiła scena ***SPOILER*** kiedy to Mark układa sobie rampę z kamieni by umocować na dachu łazika panele słoneczne, a także brak konsekwencji związany z poważną raną spowodowaną anteną. Wbiła mu się w brzuch, zakleił plasterkiem z Kubusiem Puchatkiem i potem niby robił te wszystkie karkołomne czynności bez nawet zająknięcia się o tym, że coś go boli? Trochę naiwne. ***KONIEC SPOILERU***
No tak, ale numer z rampą robi dobre parę miesięcy po wypadku z anteną. Mogło mu się już to zagoić, :).
"Obliczał sobie wszystko i bez namysłu próbował swoją teorię" - czy tylko ja widzę tutaj sprzeczność? Widocznie autor cytatu napisał go... bez namysłu.
Whatney poświęca wszystkiemu co robi wiele namysłu, drugie tyle myślenia wykonują za niego ludzie na Ziemi. Wiele z nich, jak np. łazik do dalekich podróży, testuje przed właściwą podróżą, żeby mieć pewność że nie zawiedzie.
Nie wiem jaką książkę czytałeś, ale chyba nie "Marsjanina".
Ja dzisiaj skończyłem czytać "Marsjanina". Książka świetna, mądrze napisana, sporo humoru, nawet techniczne opisy nie były nudne. Książka bardzo wciągająca, polecam.
Tak się wciągnęłam, że zarwałam dwie noce na jej przeczytanie :) Nie mogę się doczekać filmu!
Książka totalna, wlaśnie jestem w połowie, jedna z lepszych jakie czytałam z tego typu, jesli nie w ogóle, trzyma w napięciu jak najlepszy thriller
jestem na 40 i mnie nie nudzi :)
I najlepszy jest fragment jak koleś z NASA mówi, że zastanawia się co myśli Mark zupełnie sam na Marsie, a następne zdanie to wpis z dziennika "jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! bez sensu" XD
Hehe, mnie zapadło w pamięci: "Dupa pracuje na moje przetrwanie na równi z mózgiem."
Książka była wyraźnie pisana przez pasjonata nauki ,a nie utalentowanego literata. Kilka scen sprawiało wrażenie wyjętych z amerykańskiej sztampy ,ale generalnie książka dobra. Niezbyt trzyma w napięciu. Trochę się boję co z niej zrobią ,bo autor bardzo ułatwił ekranizatorom zrobienie z niej typowego amerykańskiego gó#na.
Książka jest świetna i bardzo wciąga. Czytasz jedną stronę i już chcesz wiedzieć co jest na kolejnej ;)
Świetna pozycja. Podczas czytania polecam muzę z Oblivion i Interstellar - tworzą się niesamowity klimat i emocje.
Super, że film robi Ridley Scott - jakość gwarantowana. Matt idealnie pasuje mi do tej rolii (namiastką tego co nas czeka pokazał w rolii w Interstellar). Liczę na film w stylu hardcore sci-fi dla fanów gatunków w klimatach "Grawitacji" czy "Apollo 13". :)
Ej, czy tylko ja nigdy nie słuchałem muzyki podczas czytania, i w ogóle pierwszy raz słyszę żeby ktoś tak robił?
Mnie również muza drażni podczas czytania. Nie potrzebuję jej bo mam swoją wyobraźnię.
Dobra książka. Ciekawe wyobrażenie tego, jak taka misja mogłaby wyglądać naprawdę. Widać, że geek z autora.
A ogólnie stylem przypomina trochę książkę astronauty Jima Lovella "Apollo 13. Utracony Księżyc" - ta na faktach oczywiście, pisana zarówno z perspektywy astronautów na statku, jak i ich rodzin oraz kontroli misji. Ponadto niemała garść informacji i ciekawostek o dawnym programie kosmicznym. Polecam zainteresowanym tematyką (oraz jeśli spodobal się "Marsjanin")
książka bardzo dobra -ja przeczytałem ,mój syn oraz mój tata -3 pokolenia nie mogą się mylić :)
Chciałbym wiedzieć czy książka to takie sci-fi o kosmitach i dziurach czasoprzestrzennych ("Interstellar") czy bardziej coś o przetrwaniu, gdzie jedynym elementem science-fiction jest kolonizacja Marsa.
O przetrwaniu wyłącznie, nie przypominam sobie, żeby w książce była mowa o kolonizacji Marsa.
Żadnej wzmianki o zielonych ludzikach nie ma :)
Tą kolonizację Marsa to sobie wymyśliłem, zakładając że ludzie na Marsie = oho, będą kolonizować. Wielkie dzięki ;)
Przeczytałem ją w autobusie w drodze na Wakacje (11h czytania, słuchając muzyki Space/Ambient)
Książka świetna (przynajmniej w oryginale). Przeczytałem w 3-4 wieczory.
Ale autor, mimo lat badań nad materiałem, popełnił czeski błąd. W połowie książki zupełnie zapomniał o różnicy w sile grawitacji pomiędzy powierzchnią Marsa a Ziemi (o której sam co chwilę wspomina) i magicznym sposobem 600 litrów wody na Marsie ważyło 600 kg, do których zbalansowania potrzebował wywalić z rowera 600 kg szpeja.
Ten błąd był powtarzany już do samego końca. Jestem zadziwiony, że nikt tego nie wyłapał.
A może jednak się nie pomylił? W konstrukcji tego całego MAV-u liczą się chyba "ziemskie kilogramy", skoro został zbudowany na Ziemi i z Ziemi został wyniesiony w przestrzeń kosmiczną.
Poza tym, obliczenia w książce i tak są dość zaokrąglone. Co nie zmienia faktu, że jest świetna.
Zastanów się, co mówisz.
Czyli jeśli Mark pochodzi z Ziemi i na Ziemi waży 90kg, to na Marsie też waży 90kg?
No a nie? Zmienia sie tylko ciężar, ale ciężar=/masa. A więc przy twoich danych na Ziemi ciężar Marka to ~900N, a na Marsie ~360N (z zaokrągleniem do 4).
Potwierdzasz to co mówię podczas gdy wydaje Ci się że robisz coś innego, czy jedynie potwierdzasz to co mówię, wiedząc, że to robisz?
Ależ ja wiem o co ci chodzi. Ale to twoja wina, że nie potrafisz podać prawidłowych jednostek i przez to nikt ciebie nie może zrozumieć.
Cytuje: " magicznym sposobem 600 litrów wody na Marsie ważyło 600 kg". Piszesz, że "waży" więc z jednej strony chodzi ci o ciężar (w języku fizycznym), a jednak zaraz dodajesz "600kg", czyli jednostka masy, a nie ciężaru. W takim razie uznałam (może naiwnie), że po prostu użyłeś języka potocznego, bo przecież skoro kłócisz się o ciężar i masę, powinieneś znać jednostki. A tu jednak nie.
Jeśli podanie kg było dwuznaczne, to podanie litrów powinno uczynić kwestię oczywistą. Więc jeżeli ktoś tego nie zrozumiał, to przede wszystkim z winy tego, że nie wie jaką masę ma 1 litr wody.
Jak by nie było, ciągłe utrzymywanie książkowego bohatera jakoby na Marsie 600 litrów wody = 600kg jest błędem. Nie zgodzisz się?
Co prawda nie czytałam i nie oglądałam (jeszcze) i mogę nie być w temacie, ale o ile dobrze kojarzę, to masa się nie zmienia z grawitacją. Więc 600 l wody na Marsie "waży" 600 kg. Inny będzie współczynnik grawitacji i ciężar (siła ciężkości), istotny jedynie w działaniu przyrządów "siłowych" typu waga.
Tylko że cały czas jest mowa o ciężarze, nie o masie. Mówienie o masie byłoby absurdem, jako że nie ma żadnego zastosowania ani w książce, ani w tym wątku.
Zaraz, chwila.
Jeśli mówimy o ciężarze, to przecież 600 litrów wody i szpej, który na Ziemi waży 600kg...na Marsie też będą ważyć dokładnie tyle samo.
Więc...wszystko się zgadza :P
Nic podobnego.
W uproszczeniu, waga przedmiotu - w przeciwieństwie do masy - zależy od masy planety i odległości od jej środka, czyli od przyśpieszenia grawitacyjnego (g). A więc:
► przyśpieszenie grawitacyjne na Ziemi wynosi 1g, więc 600 litrów wody na Ziemi waży 600kg
► przyśpieszenie grawitacyjne w przestrzeni kosmicznej wynosi 0g, więc 600 litrów wody waży tam 0kg
► przyciąganie na Marsie wynosi 0,3g, więc 600 litrów wody waży tam 600kg * 0,3 = 200kg
------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ ---
Czy powinieneś wierzyć w boga? Sprawdź: http://www.filmweb.pl/user/impactor
Owszem, a szpej który na ziemi waży 600kg...na Marsie też będzie ważyć 200kg. Czyli łazik będzie wyważony, nie? :)
Owszem.
Tylko że bezpodstawnym idącym przeciwko brzytwie Ockhama jest założenie, że w książce podana jest ziemska waga szpeja, skoro ani akcja nie dzieje się na Ziemi, ani ów szpej nie został skompilowany na Ziemi, tylko na Marsie, więc jako "szpej" nie funkcjonował nim Mark nie zaczął go kumulować.
Umm...użycie kolokwializmu albo nieprecyzyjnego języka przez kogoś, kto pisze dziennik o przetrwaniu na powierzchni Marsa nie idzie wcale wbrew brzytwie Ockhama :P
Przecież Mark raczej nie ważył każdego śmiecia, który musiał wywalić, tylko władował do rovera te 600 litrów wody, a potem wyrzucał graty dopóki fura nie stała prosto.
Jasne. Tylko że kolokwializm przemawia za używaniem wagi na miejscu.
Co jest bardziej prawdopodobne? Że Mark znał na pamięć wagę każdego śmiecia na Marsie (i to wg do niczego niepotrzebnej na Marsie wg wagi z Ziemi), czy że za każdym razem kiedy wyciągał jakiś śmieć z szafy, ważył go w ręce i kierował się wagą tu i teraz?