Czy tylko mi się wydaje, że ten (bardzo dobry skądinąd) film to jedna wielka metafora palenia zielska?
Popatrzcie tylko: Jest sobie nieśmiały nudny facet z bujną wyobraźnią (Stanley Ipkiss) który po zapaleniu jonta zamienia się w odważnego, zabawnego, niegroźnego wariata. Jest też sobie czarny charakter (Dorian Tyrel) który po zapaleniu, normalnie w świecie - źle się skminia. Po prostu włożenie maski (zielonej ;) ) to metaforyczne zapalenia gibona. Właśnie to odkryłem. Mam rację? Czy raczej powinienem skontaktować się z lekarzem bądź farmaceutom?
Odkrycie! Może tak na prawde twój nickname powinien brzmieć BONGO? ;> A co do rozkminy - coś w tym jest ;]