Witam, niedawno postanowiłem obejrzeć sobie parę filmów, do których zobaczenia szykowałem
się już od dłuższego czasu. Jakoś tak się złożyło, że jako jeden z niewielu ludzi we
wszechświecie nie widziałem jeszcze "Matrixa" który jest uważany za jednego z co bardziej
kultowych filmów sf. Zasiadłem więc przed komputerem no i... właśnie. Nic nie zaparło mi dechu
w piersiach, nie obgryzałem paznokci ze zdenerwowania i nie byłem za bardzo przejęty tym co
działo się na ekranie. Zgoda, film zły nie jest, ma bardzo dobre efekty specjalne i intrygującą
scenografię, fabuła też jest pomysłowa (No, może poza paroma głupotkami) no ale jakoś nie
znalazłem w tym filmie niczego godnego kultu. Całe to niby filozoficzne gadanie (Nieistniejąca
łyżeczka, uwalnianie umysłu itp) było raczej nużące niż zastanawiające. Obejrzałem zaraz po
"Matrixie" niejaki "Kod Nieśmiertelności" i nie ukrywam, że podobał mi się bardziej (Choć też
wybitny nie jest, a finał został tak spaprany...). Więc może ktoś wytłumaczy mi dlaczego "Matrix"
zasługuje na 10/10 i jest jednym z najlepszych filmów jakie powstały?